1979 rok
– Kiedy tata
wróci? – pytam po raz kolejny mamę. Przekręca oczyma, przez chwilę stoi
nieruchomo, po czym odwraca się napięcie i uderza pięścią w stół.
– Ile razy
mogę Ci powtarzać, żebyś przestał mnie o to pytać?! Nie obchodzi mnie to, czy
wróci, czy nie. Nie jest już częścią tej rodziny – syczy, znów się odwracając.
Przeczesuje palcami włosy, wzdycha cicho. Jest zła, że ciągle pytam o to samo –
ojciec odszedł ponad rok temu, do tej pory nie wrócił. Nadal nie wiemy, co z
nim się stało. Może tak jest lepiej, jak mama nie wie, co się dzieje..
Shannon jest
w szkole. Ja dopiero zaczynam za dwie godziny, ale tak mi się nie chce.. mama
byłaby zła, gdybym znów opuścił lekcje. Ostatnio robię to zbyt często, Shannon
z resztą też.
Nie lubię
chodzić do szkoły. Wszyscy mnie wytykają, mówiąc, że nie mam ojca, że mnie nie
chciał, dlatego odszedł. Wolą Shannona, jest lepszy ode mnie i ma więcej
znajomych. Jemu nic nie wytykają. Shanny nie przejmuje się moimi uczuciami. W
domu twierdzi, że nie muszę się tym przejmować, że im to przejdzie. Ale nie
przechodzi. Nadal rozpowiadają, że jestem sierotą, bo nie mam ojca. Dlaczego
nie mówią tego Shannonowi? Przecież on też nie ma taty. Tak jak i ja.
Nigdy nie
chciałbym, żeby mój syn bądź córka też miało takie życie. W sensie, mam dopiero
osiem lat, jeszcze wszystko przede mną, ale nigdy na to nie pozwolę; obiecuję
to sobie teraz i tutaj.
– Znowu ta
sierota idzie! – słyszę gdzieś z oddali. Zaciskam dłonie mocniej na paskach od
plecaka i idę przed siebie. Życie w Bossier jest trudne, ale jakoś daję sobie
radę. Muszę. Muszę to przetrwać, mama będzie kiedyś ze mnie dumna. Będzie
mówiła wszystkim, jaki byłem odważny, jak dużo z siebie dawałem.
1981 rok
Patrzę na
ziemię. Shannon również siedzi w ciszy, nie wie, co powiedzieć. Mama nadal
trzyma list w dłoni, jest zapłakana. To dziwne, zawsze mówiła, jak bardzo
nienawidzi naszego ojca, jak bardzo chciałaby, żeby umarł..
A teraz to
się stało.
Odszedł do
innej rodziny, miał inne dzieci. Wolał je od nas, bo tamta pani ma więcej
pieniędzy niż nasza mama. Wszystko zostawił im, nawet nie wspominając, że ma
też dwóch synów mieszkających gdzieś w Bossier.
Tata nas nie
kochał.
Wszystko
było kłamstwem. Wszystkie bajki, które opowiadał; każdą piosenkę, którą nam
śpiewał – wszystko robił ot tak sobie. Nigdy nie było go na naszych urodzinach,
zawsze wyjeżdżał. A teraz ta druga pani wysłała list, że tatuś nie żyje. Że
odszedł do nieba.
Shannon miał
trochę więcej szczęścia niż ja. Urodziłem się ponad rok później, więc takim
sposobem miał tatusia więcej dla siebie. Może tata odszedł przeze mnie? Bo mnie
nie chciał? Łzy napływają mi do oczu.
Ojciec Cię
nie chciał, dlatego Cię zostawił!
Wszystkie
słowa wypowiedziane w szkole, wracają do mnie. Czuję, jak po policzkach płyną
mi łzy; zakrywam twarz dłońmi, wzdychając cicho. Nikt nie zwraca na mnie uwagi.
Nigdy nikt
nie zwraca na mnie uwagi.
2013 rok
– Jak to
masz dziecko?! – mama marszczy czoło, patrząc na mnie z niedowierzaniem.
Splatam swoje dłonie razem i wsuwam je pomiędzy kolana, niczym nieśmiałe
dziecko. Powiedziałem jej wszystko, wszystko, co musiałem. Od początku, do
końca; niczego nie pominąłem. Nawet wspomniałem, że widziałem ostatni raz swoją
córkę trzy lata temu. Spuszczam głowę na dół, wzdycham cicho.
– Przepraszam.
Powinienem był Ci powiedzieć wcześniej.
– Powinieneś?
To była jakaś tajemnica?! Tak jak Twój ślub z tą Franceską?! Jak możesz być
taki głupi, Jared! Tyle razy mówiłam Ci, żebyś myślał głową, a nie czym innym.
Zawsze robisz to na odwrót. Zawsze! Jak możesz przychodzić i mówić mi, że nie
widziałeś s w o j e g o dziecka od trzech lat?
– Cóż,
ojciec chyba był w tym rekordzistą, więc żeby go pobić, zostało mi jeszcze
kilka lat.. – wyduszam z siebie. Zawsze chciałem to powiedzieć. – Moje życie
też wcale nie było piękne. Ciebie nigdy nie było, ojciec wyparował, a Carl mnie
bił. Wspaniale, nie? Myślisz, że chcę tego samego dla niej? Jestem taki sam jak
John. Taki sam. Dlatego zawsze wolałaś Shannona, prawda? Bo bardziej przypomina
Ciebie!
– Twój
ojciec był pieprzonym gnojem, który nigdy nie dorósł do tego, żeby kiedykolwiek
zostać rodzicem. Panie świeć nad jego duszą; niech mnie piekło pochłonie, ale
przeklinam tego człowieka na zawsze! – podnosi ton. – Słucham? Oskarżasz mnie o
to, że Was podzieliłam, kto jest lepszy, kto gorszy? Chyba sobie żartujesz!
Zaciskam
mocno pięści. Jestem zły, czuję to. Za każdym razem, gdy ktoś mówił źle o moim
ojcu.. coś we mnie pękało. Mimo tego, że sam go nienawidziłem, jakaś część mnie
zmuszała mnie do tego, żeby go bronić. W końcu był moim ojcem. To on mnie
stworzył i to on zniszczył moje życie.
– Taka jest
prawda, mamo. Zawsze wolałaś Shannona ode mnie. Nigdy nie powiedziałaś mu o
mojej chorobie, bo nie chciałaś, żeby Cię zostawił i był ze mną. Byłem tam sam,
do cholery. Sam – ściągam usta w wąską linię. – Jestem taki jak on, mamo. Nie
zasługuję na bycie nikim więcej, niż tylko drugim synem, prawda? Zawsze ten
pierwszy liczy się bardziej. Oddam wszystko, że gdyby to był Shannon i jego
dziecko, właśnie byś rozpaczała nad tym, jak ciężki los go spotkał.
– Jared! –
krzyczy. – Wynoś się z mojego domu! Natychmiast, do cholery! – podchodzi do
mnie i pociąga za kurtkę. Oto jak zeszła rozmowa z mojego dziecka na
wspomnienia z dzieciństwa, dosyć bolesne. Wstaję, popycha mnie do wyjścia.
– Taka Twoja
taktyka? Przychodzę, mówię Ci, że mam córkę, której nie mogę widywać, a Ty
wyrzucasz mnie z domu, bo powiedziałem Ci prawdę?
– Nie.
Wyrzucam Cię, bo jesteś taki sam jak Twój ojciec – syczy, wypychając mnie za
próg. Trzaska drzwiami. Wzdycham ciężko. Jest źle.
Wpartuję się
tępo w sufit. Powinienem pracować na dole, ale nie jestem w stanie. Wszystko,
co robię, to jakaś jedna, wielka porażka. Moje całe życie to porażka. Sam nie
jestem pewien, czego boję się bardziej: życia, czy żyć. Może i obydwu. Jared
Leto, człowiek uważany za szczęśliwego, za tego, który ma najwięcej pomysłów,
właśnie popadł w depresję.
Telefon
dzwoni po raz kolejny. Niechętnie patrzę na ekran, znów jakiś numer, którego
nie znam. Rzucam telefon na miejsce obok siebie na podłodze i wzdycham lekko.
Ogarnij się,
Leto. Ogarnij się, albo piekło wszystko pochłonie.
14 stycznia
– nadal się nie ogarnąłem;
18 stycznia
– nic się nie zmienia;
24 stycznia –
jest coraz gorzej.
27 stycznia
2013 roku
– Jared! Dzisiaj
zaczynamy pierwsze zdjęcia do teledysku, jesteś gotowy?
– Ile razy
mam Ci powtarzać, że kiedy coś kręcimy, nazywam się Bart, nie Jared? I tak,
jestem gotowy. Jeszcze tylko się ubiorę i możemy jechać. Ile czasu zajmie nam
przejazd stąd do magazynu?
– Dwadzieścia,
góra trzydzieści minut. Apropo, sceny z castingu kręcimy..
– Pojutrze –
rzucam, zanim zdąża skończyć. Kiwa głową na powierdzenie, wychodzi. W końcu
jestem sam; sięgam po koszulę, którą sobie wybrałem – biała, w stylu lat ’90.
Pojutrze.
Czy ja nawet
dożyję pojutra?
– Skontaktowaliście
się z Natalie? Zależy mi na tym, żeby znów zagrała w teledysku. Idealnie się
nadaje – pytam. She kiwa głową, uśmiechając się delikatnie.
– Powiedziała,
że dzisiaj będzie w magazynie, aby zobaczyć, jakby to wszystko miało wyglądać.
Oczywiście cała reszta też, nie licząc casting.
– McKayla,
Jordyn, Dita?
– Tak.
– Cudownie –
rzucam bez większego entuzjazmu. Chociaż gdzieś w głębi duszy cieszę się, że
mój projekt ciągnięty od października zeszłego roku w końcu stanie się
rzeczywistością. – A wzięliście baletnicę, o którą prosiłem? – znów pytam.
– Uh, tak.
Nie.. Ale, Jared, jest pewna sprawa.. większość z nich nie miała czasu, wiesz,
występy, koncerty.. tylko dwie go znalazły – zaczyna szukać coś w papierach,
szybko przelatując wzrokiem po mojej obrączce. Hm, o co chodzi tym razem? Że
znów jej nie zdjąłem? Nie obchodzi mnie to. Nadal jestem żonaty. – Proszę –
podaje mi teczkę z kilkonastoma plikami papierów. Otwieram ją, przeglądam kilka
pierwszych, za chwilę chwytam za zakładkę, gdzie napisane jest baletnice. Nie wiem, czy ten
pomysł wypali, ale może się uda.
– Emily.
Ładne imię.. – patrzę na zdjęcie. Oczywiście muszę ocenić, czy jest ładna – ale
tutaj akurat nie chodzi o to, czy kobieta jest ładna, czy brzydka. Do tego
teledysku pasują wszyscy. O to właśnie w tym chodzi. – Dwukrotna mistrzyni, raz
wygrała puchar zawodów.. ciekawie, ciekawie – stwierdzam, unosząc lewą brew do
góry. – Może być. Teraz sprawdzę tą drugą, zobaczymy, co tam znalazłaś –
uśmiecham się lekko, łapię za krawędź kartki i podnoszę ją do góry. – Fr..
kurwa – przybliżam twarz do papieru, ponieważ imię jest tak niewyraźnie
napisane, że nie mogę odczytać. – Franceska Lawrence.. trzykrotna zwyciężczyni
pucharu, dwukrotna mistrzyni.. – zamieram. Nigdy o tym nie wiedziałem. Nigdy mi
nie powiedziała. Nigdy. Zawsze wmawiała mi, że nie potrzebuje pracy, że
wszystko ma od ojca..
– Chciałam
Ci powiedzieć, ale tak bardzo chciałeś te tancerki w teledysku, że nie
zwróciłeś uwagi na to, kogo bierzesz. Przykro mi, ale nie mogę już jej
wycofać..
– Czy ja
powiedziałem, że chcę ją wyrzucić? – pytam, wzruszając ramionami. – Wystąpi,
zniknie jak wcześniej. Nic wielkiego – znów wzdycham. Zamykam teczkę, oddaję ją
mojej asystentce. Oh, spytaj o Emmę. Spytaj, durniu. – Co u Em? Rozmawiałaś z
nią? W końcu jest producentem..
– Tak.
Powiedziała, że przyleci jak wszystko zostanie nagrane, żeby nadzorować edycję.
Oboje będziecie producentami, więc..
– Więc, co
dwie głowy to nie jedna – uśmiecham się, zupełnie ignorując chęć podążenia do
toku rozmowy o mojej córce. Chcę o tym zapomnieć; wmawiam sobie, że to nigdy
się nie stało. Poza tym, słowa mojej matki, że jestem taki jak ojciec –
potwierdzenie tego, co wypowiedziałem wcześniej.. obłędne koło. Jestem idiotą.
Wpatruję się
w pustynny krajobraz za oknem samochodu. Siędzę w Jeep-ie, razem z Shanonem i
Tomo, Jamiem oraz kilkoma innymi osobami, których już z imienia nie będę
wymieniać. Nie wiem, czy to wszystko wypali, ale myślę, że pomysł ściągnięcia
do opuszczonego magazynu tylu różnych osób to niezbyt dobry pomysł. Szczególnie
w kwestii nakręcenia teledysku.
Co ma być to
będzie, Leto. Jakoś wszystko się ułoży. Pamiętasz, jak ojciec mówił Ci, że
przyjdzie taki okres w życiu, że wszystko zacznie się sypać, ogarnie Cię
niechęć do życia i coś zepsujesz? Może miał rację. Może to ten czas? Masz
czterdzieści dwa lata, poza zespołem nic więcej.
Zamknij się.
Zamknij się. Zamknij się..
Raz, dwa
trzy. Dzisiaj spać idziesz Ty.
Budzę się.
Jestem w jakimś zielonym pomieszczeniu, śmierdzi jak u lekarza, na dodatek coś
obok mnie pika i pika, wkurwia mnie. Wyciągam rękę w stronę dochodzących
dźwięków, ale jedyne, co mnie zastaje to opór powietrza, oraz ból wywołany
udrzeniem w metalowy pręt od łóżka.
Co ja tutaj
do cholery robię, powinienem kręcić teledysk, nie leżeć w jakimś pierdolonym
pomieszczeniu i słuchać tego pip-pip-pip sprawiającego, że mam ochotę odciąć
sobie uszy i zakopać je głęboko pod Rowem Mariańskim.
Zaczynam coś
jęczeć pod nosem, na nic więcej mnie nie stać. Czuję się osłabiony, czy ja w
ogóle zjadłem śniadanie dzisiaj rano? Każde takie ominięcie jakiekolowiek
posiłku to tortura, gwóźdź do trumny. Ile już ich mam? Ze sto? Nie wiem,
przestałem liczyć. Zawsze brakuje mi czasu na poranne jedzenie, kawę, herbatę.
To jest obsesja. Mam tego dość.
Mrużę oczy.
Światło zbyt mocno mnie razi.
– Gdzie ja
do kur..
– W szpitalu
– odpowiada mi głos mojego brata. – Stary, myśleliśmy, że masz padaczkę. Tomo
się popłakał – mówi, cicho się śmiejąc. – Nie, serio, Jay. Popłakał się, nie
wiedzieliśmy, co zrobić. Szpital dobre półtorej godziny drogi stamtąd, a Ty po
prostu zacząłeś się trząść jak galareta.
– Chcę
wstać. Muszę nakręcić ten teledysk..
– Jared –
rzuca Shannon stanowczym głosem. – Nie możesz wstawać. Lekarz zabronił. Musisz
odpoczywać.. nie wiedzą, kiedy Cię wypiszą. Emma przyjedzie szybciej. Zajmie
się wszystkim.
– E.. Emma? –
dukam. Nie, tylko nie to. Nie potrzebuję jej teraz. Wszystko się zniszczy. Do
tego jeszcze Franceska.. wszystko wraca jak mantra. – Shannon, ona tutaj jest..
nie chcę jej widzieć.. wróciła.. – próbuję się podnieść, ale nie czuję nóg, co
mi bardzo przeszkadza. – Shannon? Shannon, dlaczego.. dlaczego nie mogę ruszyć nogami?
Shannon? – patrzę na brata. Siedzi ze spuszczoną głową, wzdryga ramionami.
– Lekarz
powiedział, że to chwilowe. I że masz więcej jeść.
– Jem –
odpowiadam niemal natychmiast. – Nawet więcej, niż Ci się wydaje – wciskam
głowę w poduszkę, patrzę na sufit. Co mam powiedzieć? Że jest mi przykro, że
tak wyszło? Że jem więcej, niż muszę, wpycham w siebie jak najwięcej a to i tak
nic nie daje? Nie mogę powiedzieć Shannonowi, że ciągle chudnę. Mama nie chce
ze mną rozmawiać po tym, jak powiedziałem jej o Emmie.. może czas zacząć
przepraszać. To chudnięcie to początek czegoś poważniejszego. Czuję to, a skoro
brat nie chce mi powiedzieć więcej niż to, że muszę więcej jeść – to musi być
coś poważniejszego.
Przed końcem
wizyt, mam jeszcze dwóch gości. Shannon wrócił do domu (sam go stąd wywaliłem),
aby tam razem z Tomo przyszykować odpowiednie wejście na koncerty. Robią to
ostatnio dosyć często w wolnych chwilach – cieszy mnie to, przynajmniej nie
muszę sam nad wszystkim siedzieć.
Och, Leto.
Zapomniałeś.
Otwieram
oczy. Czucie wróciło tylko w jednej nodze, a to za mało, abym mógł swobodnie
chodzić. Jak będę stał na koncertach? Oparty o kulę? To niedorzeczne.
Uśmiecham
się, kiedy na salę wchodzi Annabelle razem z Chloe. To jedne z moich
przyjaciółek oraz kobiety, które wystąpią w moim nowym teledysku. Często razem
chodzimy.. chodziliśmy na wspinaczki po wzgórzach.
– Cześć –
mówi Ana, przytulając mnie. Chloe robi to samo, po chwili obie siadają po obu
stronach łóżka. – Jak się czujesz? – ściskam dłoń Any. Zawsze była bliższa
mojemu sercu, zna mnie dłużej niż Chloe i wie o wiele więcej. Jest dla mnie jak
młodsza siostra.
– W
porządku. A co u Was? – kłamię. Wcale nie czuję się w porządku. Nie czuję lewej
nogi, do jasnej cholery! Jak ma być w
porządku?!
– Też.
Wpadłam tylko na chwilę, zobaczyć co u Ciebie, bo zaraz mam kolejny pokaz mody.
Ana może zostać trochę dłużej – uśmiechają się do siebie. – Trzymaj się. Wpadnę
jutro – całuje mnie w policzek, po czym wychodzi.
– Wpadła i
wypadła. Jak zawsze – stwierdzam, wzruszając ramionami. – Pomogłabyś mi się
podnieść? Nie czuję lewej nogi, strasznie mi to przeszkadza – pytam. Ann patrzy
na mnie przez chwilę, zastanawiając się nad czymś. – Nie martw się. Jestem
lżejszy niż Ty – śmieję się. W końcu mi pomaga, po chwili nareszcie siedzę.
– Za
piętnaście minut kończą się wizyty – wzdryga ramionami, jakby od niechcenia. – Nie
czujesz lewej nogi? Shannon mówił, że obydwu.
– Och.
Czucie w prawej wróciło niedawno. Po przebudzeniu w ogóle nie mogłem nimi
ruszać. Jest lepiej. Jednej nie czuję, ale mogę nią ruszać. To już coś. Byłaś
dzisiaj na planie?
– Tak, ale
tylko na chwilę. Patrick wpadł i powiedział, że wszystko przełożone na inny
termin, kiedy Emma przyjedzie. I że jesteś w szpitalu.
– Patrick –
wzdycham. – Chyba muszę dać temu chłopakowi podwyżkę – chichoczę. Sięgam po
szklankę z wodą, upijam jej łyk. Odstawiam z powrotem na miejsce, patrzę na
kobietę siedzącą niedaleko mnie. – A nie wiesz, czy Emma przyjeżdża sama czy z
kimś? – zadaję to pytanie. Muszę wiedzieć, czy zabierze ze sobą Lucy. Chociaż
pewnie nie pozwoliłaby mi się z nią zobaczyć.. sam fakt tego, że może bym ją
ukradkiem zobaczył.. moją córkę..
– Sarah
wspomniała, że zarezerwowała pokój dla jednej osoby, ale dodała, że chyba
przyjedzie ze swoją córką. Ale chyba. Nie jest to pewne. A czemu pytasz?
– Tak sobie –
wzdrygam ramionami. – Z ciekawości. Kto nie pyta, ten nie błądzi.
Każdy ma jakieś wady i zalety. Nie ocenia się ludzi po tym co robią i jak wyglądają, czasem nawet nie po tym jaki mają charakter, tylko po tym co przeszli i jakie cele sobie postawili. To, co kiedyś było dla Jareda najważniejsze, dziś zwyczajnie się dla niego nie liczy.
OdpowiedzUsuń-Nikola
Jestem zachwycona.. Każdy Twój rozdział bardzo mnie wciąga. Tylko czekać na następny! :)
OdpowiedzUsuńzapowiadam, że przeczytam, bo po przejrzeniu fragmentu zakochałam się. mam tylko maleńkie pytanie: skąd masz taki świetny szablon?
OdpowiedzUsuń@_dracarys Grafikę robiłam sama, w sensie, zdjęcie obok, HTML należy do blogskins.com z lekkimi zmianami kodów. ;)
OdpowiedzUsuńgenialny jest :) minimalistyczny i przez to piękny :)
OdpowiedzUsuń