28 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ JEDENASTY


Sierpień, 1989r

Staję przed szklanymi drzwiami szpitala w Bossier. Jestem zdenerwowany, a do tego musiałem udać się tutaj sam, bo mama jest w pracy, a Shannon w szkole i nie może uciec, bo grozi mu wydalenie. Poza tym, nawet bym go tutaj nie chciał. Nie ma prawa niczego się dowiedzieć, chociaż wie, że przechodzę okresowe badania. Nie wiem, czego się spodziewać – dobrych, czy złych wieści. W sumie, mogłoby być to i to. Tak, czy siak czekają mnie kolejne wizyty.
Kiedy po godzinie w końcu udaje mi się dostać do mojego lekarza, mam mieszane uczucia. Chciałbym się uśmiechnąć, pocieszyć w jakikolwiek sposób, ale kiedy tylko widzę minę doktora, od razu moja zrzednie i staje się poważna. Siadam na krześle naprzeciwko biurka i splatam dłonie kładąc je na kolanach. Tik, tok, tik, tok..
Więc, Jared.. może zacznę tak: czy jesteś gotowy na to, co chcę Ci przekazać? pyta. Mrugam szybko oczyma, zastanawiając się nad odpowiedzią. Czy jestem gotowy? Nie wiem. Nie wiem, czy jestem gotowy na to, co chcę usłyszeć.
Tak odpowiadam. Co ma być, to będzie. Przecież i tak od tego nie ucieknę. Prędzej, czy później musiałbym iść do lekarza z tym cholernym bólem nogi, bo przecież nie pozwala mi on nawet normalnie chodzić. W porządku, przecież nie będzie tak źle! N i e  może być gorzej. Prawda?
Cóż, Jared, trudno mi to mówić, jesteś fajnym dzieciakiem. Szkoda życia na takie coś, ale skoro chcesz wiedzieć, to wcale nie jest zbicie, o którym myślisz odpowiada. Marszczę czoło. Złamanie?  To Mięsak Ewinga. Poważna sprawa, na szczęście to początek. Dobrze, że przyszedłeś tak wcześnie.
Co to jest mi.. zaczynam. Cholera, jednak trzeba było chodzić na tę głupią biologię.
Nowotwór. Twoja mama będzie musiała..
Moja mama? Nie musi o tym wiedzieć! Jestem dorosły! wypieram się. Boże, nie rozumiem, byłem tak bardzo nastawiony na cholerne zbicie, albo złamanie, a to… nowotwór. Ja pierdolę! Skąd.. jak..
Mięsaki występują u młodych osób, Jared. Twój wyczyn z czwartego piętra miał na to ogromny wpływ. Upadek spowodował zaprzestanie prawidłowego działania białek, do tego doszło złamanie. Myślę, że w Twoim przypadku jednak jest to warunek genetyczny i prędzej, czy później by się ujawnił. Chemioterapia powinna pomóc.

Październik, 1989r

Po prostu powiedz Shannonowi, że zrezygnowałem ze szkoły i jestem w Los Angeles. Trzymajmy się tej wersji, OK? Nie chcę, żeby ktokolwiek wiedział o tym wszystkim.. dziękuję, mamo. Kocham Cię.
W porządku. Ale nie powinieneś tak okłamywać brata. To nie w porządku, kochanie. Też Cię kocham. Będę pojutrze. Do zobaczenia rozłącza się. Wzdycham ciężko. Od tygodnia leżę na oddziale onkologii w North Louisiana Surgery Center, a mój brat o niczym nie wie. To znaczy, dopytywał się mamy, gdzie jestem, ale ta ciągle go zbywała, że załatwiam sprawy związane ze studiami w innym mieście. Ustalaliśmy, że będzie to Los Angeles, a po skończonym leczeniu tam pojadę, aby rozpocząć studia malarskie, na które zawsze chciałem się udać.

8 marzec, 1990r

Pakuję ostatnią rzecz do torby i uśmiecham się szeroko. Żegnaj, Los Angeles! Wracam do rodziny. Shannon ma jutro dwudzieste urodziny, więc muszę być u jego boku. Nie chcę przegapić takiej okazji, to byłoby naprawdę niesprawiedliwe. Ustaliłem z lekarzem, że wrócę do domu na kilka dni, a potem znów pojawię się w Los Angeles, aby dokończyć leczenie. Dla Shanny’ego będzie to powrót na studia. Nie mogę mu nic powiedzieć.
Jadę autobusem. Nie stać mnie na samolot, mama przesyła mi niewielkie sumy pieniędzy na jakieś jedzenie, abym nie spożywał tylko tego szpitalnego. Oczywiście mam narzuconą dietę, ale potajemnie kupuje sobie coś słodkiego, kiedy czuję, że spada mi poziom cukru. Wiem, że nie powinienem tego robić, ale to silniejsze ode mnie. Nadal nie mogę się pogodzić z tym, że mam nowotwór kości, do tego złośliwy. Niby lekarze dają mi dobre diagnozy, że wyjdę z tego i wszystko będzie w porządku, ale cóż.. nie jestem tego taki pewien.

5 marca, 2010 r

Jesteśmy w Palais Omnisports de Paris-Bercy. Nareszcie Francja – uwielbiam ją. Niektórzy myślą, że dlatego, że zawsze mamy wykupione bilety, ale nie dlatego. Po prostu mam z tym krajem dobre wspomnienia i chętnie do niego wracam.
Dzisiaj kolejny koncert. Jedenasty z trasy Into The Wild. Uśmiecham się do lustra – wstałem prawą nogą, to naprawdę u mnie niespotykane. Nie czuję żadnego strachu, niczego, co mogłoby to zepsuć. Żadnego prześwitu, żadnych przeczuć. Wszystko wydaje się być zbyt idealne, aby było prawdziwe. Dobra, czas się wziąć za robotę. Ściągam wczorajszą koszulkę, rzucam ją obok siebie, to samo robię ze spodniami i bielizną. Wchodzę pod prysznic, odkręcam kurek z ciepłą wodą, dokręcam zimnej, żeby się nie poparzyć. Zmywam z siebie cały wczorajszy dzień, całą noc i dzisiejszy, krótki poranek. Nie, czuję się za idealnie. Na pewno coś się wydarzy. Mhm.
Owijam się ręcznikiem wokół bioder, podchodzę do lustra, sięgam po szczoteczkę – jak każdy normalny człowiek myję zęby, przemywam jeszcze raz twarz. Sięgam po krem do golenia, robiłem to wczoraj, ale jednodniowy zarost dał się we znaki. Komu jeszcze? Twojemu odbiciu w lustrze?
Kiedy mam zamiar nałożyć krem na swoją brodę, zauważam widoczną zmianę. Zbyt widoczną.
Cholera przysuwam się bliżej. Nie, no po prostu, kurwa, no nie mój cały lewy policzek wygląda, jakby ktoś przejechał po nim papierem ściernym. Jeszcze raz biorę do ręki opakowanie z substancją i orientuję się, że nie należy ona do mnie.  Tomo.. Shannon.. warczę pod nosem, rzucam wszystko do zlewu, sięgam po ręcznik i ścieram wszystko, co mam na twarzy, czyli w sumie samą wodę.  Zaciskam dłonie w pięści, wychodzę na hol, zupełnie zapominając, że mam na sobie tylko ręcznik. Idę kilka pokoi dalej, pukam głośno w drzwi. Otwieraj, Ty skończony idioto!
Jared.. słyszę dźwięk dobiegający zza ściany. Chyba zza ściany. Nie jestem pewien, ale tak jest. Prawdopodobnie? Kręcę głową, uderzam czołem o drewniane drzwi, zabezpieczone mechanizmem na kartę. Tomo wyszedł kilka chwil temu, jest na śniadaniu razem z resztą zespołu. Czyżbyś zapomniał zabrać ubrań po ostatniej nocy spędzonej u kolegi z zespołu? odwracam się.
Znowu Ty. Odejdź, OK? Tomo z Shannonem podmienili mi kremy.. i teraz mam to coś na twarzy.. pokazuję palcem na lewy policzek. Dlaczego nie zauważyłem tego wczoraj? zaczynam się nad tym rozczulać. To wygląda okropnie.
No tak wzrusza ramionami bez entuzjazmu. Pytanie, co na Tobie nie wygląda okropnie wędruje wzrokiem w dół do ręcznika, potem znów patrzy na moją twarz. Przysuwa się, dłonią podnosi głowę do góry i przygląda się lewemu policzkowi. Tona pudru i nie będzie widać. Myślę, że to Twoja specjalność.
Dopiero teraz zauważam, że jest dziwnie ubrana. Białe rajstopy, buty tego samego koloru. Na ramionach ma narzucony, sięgający do pół uda, płaszcz a włosy upięte w jakąś cholernie skomplikowaną fryzurę. Nie ma co prawda makijażu, jej twarz jest nieskazitelnie czysta. Czemu dopiero teraz to zauważam?
Halo? Słyszysz mnie? macha dłonią przed moimi oczyma.
Co?
Pytałam, czy będziesz tutaj tak stał wieczność, czy może mam zadzwonić po jakąś pomoc, bo wyglądasz, jakbyś był jednym z rzeźb, które tutaj mają.

Wychodzę z pomieszczenia, mijam kilka osób od oświetlenia i dźwięku, idę do przebieralni i szybko się przebieram w jakieś przypadkowe ubrania. She rozmawia przez telefon, wyjaśniając jakieś sprawy; nie przysłuchuję się tym rozmowom. Mijam Franceskę, która udziela rad Marty’emu jak własnemu synowi. Podchodzę do brata, który stoi w holu i czeka na znak, że może wejść. Kładę mu dłoń na ramieniu, kiwam głową do Tomo. Uśmiecha się promiennie; cieszę się, że są osoby, które naprawdę są zadowolone z naszego powrotu na scenę.

Długi czas, co? mówię do mikrofonu. Mam jedynie nadzieję, że nie jesteście źli. Sprawy potoczyły się inaczej, niż sądziliśmy.. ale jesteśmy. Dla Was dodaję. Patrzę na Shannona. Ustawia swoją dziewczynę (tak mawia na perkusję) na odpowiednie miejsca. Techniczni nigdy nie potrafią idealnie wpasować się w gust mojego brata. Ta piosenka zwie się The Kill. Znacie tekst?! podnoszę lekko ton, a w odpowiedzi słyszę głośne “tak”. Uśmiecham się lekko, ale szczerze – pierwszy raz od tylu dni. Odchodzę na chwilę od mikrofonu, idę w stronę zejścia na tyły sceny, ale widzę jedynie Franceskę. Jesteś tutaj jedyna, więc trzymaj podaję jej swojego akustyka. Przynieś mi Artemis.
Jared, nie pracuję dla Ciebie.
No już! poganiam ją. Nie jest zadowolona, ale ślimaczym ruchem odwraca się i idzie w głąb pomieszczeń. Szybciej! syczę przez zaciśnięte zęby. Kiedy w końcu się zjawia z gitarą, przekręcam oczyma. Minęło pięć minut, a tłum zdążył się tak rozgadać, że nie idzie ich przekrzyczeć. Dzięki mówię na jej ucho. Odsuwam się i wracam na scenę.
Jak cudownie wyładować swoje emocje na gitarze, na scenie, w tańcu, w śpiewaniu, w zwykłym wygłupianiu się. Totalnie zapominam o całej sprawie z Emmą, ze wszystkim. Jestem.. sobą.

Przecieram włosy ręcznikiem, są całe mokre od potu. Zmęczyłem się, cholernie, biegając w tę i z powrotem na scenie jednocześnie śpiewając. Narzucam go na ramiona, a dłońmi przejeżdżam jeszcze raz po twarzy. Znów kątem oka patrzę na kobietę, która siedzi obok Marty’ego i razem się śmieją. Czuję ukłucie zazdrości.. chwileczkę. Zazdrości?!
Wychodzę stąd. Nie mogę więcej na to patrzeć. Opanuj się, Leto. Tyle rzeczy wydarzyło się w Twoim życiu, a teraz jeszcze myślisz o tym, że powinieneś zbliżyć się do tej cholernej suki? Coś jest nie tak i to grubo, mówię sobie w myślach. Moje hormony nieźle sobie ze mną pogrywają.
Opieram się czołem o ścianę. Ten koncert nic nie pomógł. Jest gorzej niż było. Teraz dopiero to do mnie dociera i jeszcze się nasila. Boże, dlaczego nie mogę pić? Tak bardzo teraz mnie to kusi..
Od tych myśli odwodzi mnie głos Diany.
Wszystko w porządku? Zaraz jedziemy na lotnisko, a potem do Glasgow wyjaśnia mi. Kiwam głową na znak zrozumienia. Szatynka odchodzi, a ja zastanawiam się, gdzie jest to cholerne miasto. Po dwóch minutach poddaję się, i zakładam kaptur na głowę. Mimo, że jest już luty, w Anglii jest cholernie chłodno, a ja nawet nie zdążyłem wrócić do normalnej temperatury ciała. Jeszcze po koncercie rozdawaliśmy autografy i udzielaliśmy krótkich wywiadów dotyczących “wielkiego powrotu”.. naprawdę?

Wsuwam stopy do adidasów i już jestem gotowy, aby wyjść, kiedy drzwi po wyjściu kilku osób z ekipy technicznej znów się otwierają, a chwilę potem zamykają z hukiem; słyszę dźwięk górnego zamka. Przekręcam oczyma.
Czego chcesz, Francesko? tylko jedna osoba może tak się zachowywać w tym otoczeniu.
Marty musi zagrać na tym koncercie!
Nie potrzebujemy go dzisiaj, gramy w dziewięćdziesięciu dziewięciu koma dziewięciu procentach dzisiaj akustyki, Franc. Jutro, dla niego, to wielka próba. Uwierz mi: znam się na tym lepiej niż Ty, więc proszę, nie wchodź do pomieszczenia, w którym aktualnie się znajduję z takimi błahostkami, jak teraz.
Jared.. proszę. On nie gra tylko na basach. Umie grać na skrzypcach, gitarze akustycznej i elektrycznej, pianinie..
Franc, powiedziałem: nie. Idź już.
Och, zapomniałam, że masz wielką tajemnicę, którą mogę w każdej chwili ujawnić.. komu powiedzieć pierwszemu? Shannonowi, Tomo, Twojej mamie, a może wszystkim na raz? zaczyna wyliczać. Wstaję. Podchodzę do niej nerwowo, łapię za ramię i przyciskam do ściany. Dzieli nas zaledwie kilka centymetrów, ale czuję, jak się spięła. Punkt dla mnie, Lawrence. Patrzę prosto w jej oczy, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Unosi podbródek w geście dominacji, jej twarz przybiera poważny wyraz. Prycham.
Myślisz, że to coś da? Że dzięki temu, że to powiesz, coś zyskasz? Nie obchodzi mnie to, komu to oświadczysz. Każdemu w życiu zdarza się pomyłka.. Wiesz co, Franc? Gdyby nie Twoja arogancja i chęć dominacji, już dawno byś stąd wyleciała, wali mnie to na marginesie, żyła z tym swoim mężusiem od siedmiu boleści. Życie jest okrutne, Francesko. Czasem trzeba dostać mocnego kopa w dupę, żeby to zrozumieć. Jeszcze tego nie doświadczyłaś, co? pytam, przyciskając ją mocniej do ściany. Zmniejszam odległość między naszymi ciałami, dzięki czemu jedynie dzieli nas materiał ubrań. Gdybym był Jaredem sprzed pół roku, właśnie wykorzystywałbym tę sytuację na własną korzyść. Ale tego nie zrobię: ona na to nie zasługuje.
Więc dlaczego tak bardzo boisz się tego, że ktoś się dowie o tym, że Twoja była asystentka odeszła przez Ciebie? Przy okazji: jesteś taki głupi, Leto! Może powinieneś do niej zadzwonić i spytać się, czy nie..
Jared? Zaraz wchodzisz! Jesteś gotowy? monolog Franceski przerywa zza ściany głos Thoe, która zajmuje się oświetleniem. Odpowiadam krótkie “tak” i spoglądam na kobietę, która – mimo wszystko – nadal stoi pomiędzy mną, a ścianą.
Nieważne odpycha mnie od siebie i idzie w stronę drzwi. Otwiera górny zamek, uśmiecha się szyderczo. Niedługo dodaje, wychodząc. Marszczę czoło. Ta kobieta jest: denerwująca, arogancka, dziwna, popieprzona, a co najśmieszniejsze: ciekawa i pociągająca. Śmieję się nerwowo, przeczesując palcami włosy. Poprawiam koszulkę i wychodzę kilka minut po niej.

Chcę teledysk oświadczam w końcu, kiedy zapada cisza w pomieszczeniu. Chcę nakręcić teledysk. Czemu nic nie mówicie i patrzycie na mnie jak na idiotę?
Nie wiem, może dlatego, że jesteśmy w trasie? rzuca Tomo.
Właśnie wtóruje mu Shannon.
Nie chodziło mi o to, idioci, żeby kręcić typowy teledysk. Myślałem bardziej nad tym, żeby sklecić filmiki z koncertów, wrzucić jakieś specyficzne momenty, czy coś wzdrygam ramionami. Mój brat nadal gra w grę wideo, zupełnie mnie ignorując, z resztą tak samo jak Tomo. Co Wam jest?
Nic mówi Chorwat.
Właśnie dodaje Shanny. Nie, coś jest nie tak. Nigdy tacy nie byli, jak wychodziłem z ideą nakręcenia nowego widea, zawsze byli entuzjastyczni. A teraz.. mają to w dupie! Zaciskam mocno szczękę, podchodzę do telewizora; obserwują mnie bacznie, ale zanim zdążają cokolwiek zrobić, nachylam się i wyciągam wtyczkę z kontaktu. Jared! krzyczy mój brat, podnosząc się. Kurwa, właśnie miałem pokonać Tomo, a Ty odłączyłeś pieprzony prąd!
Bo chcę o czymś porozmawiać?! krzyżuję ręce na klatce piersiowej, unoszę lewą brew. Jesteśmy zespołem, powinniśmy współpracować.
Ty jesteś reżyserem, więc od Ciebie wszystko zależy Tomo rozkłada ręce w geście zrezygnowania.
Dobra.. co jest? Kto i co Wam o mnie powiedział?
Co? zaczyna mój brat. Prycha.
Jesteście dzisiaj jacyś dziwni, nie poznaję Was. Zawsze byliście jakoś bardziej optymistyczni, a dzisiaj mi odpowiadacie: wali mnie to, nakręć to sobie sam.
Oboje zaczynają się śmiać.
Dopiero zaczynam rozumieć. Przez ten cały czas udawali. Jak ja ich czasem nienawidzę, to po prostu przekracza wszelkie granice..

Sprowadźcie Emmę mówię, pochylając się nad wielką tekturą, na której napisane są wszystkie pomysły na teledysk do Closer To The Edge z płyty This Is War. Przejeżdżam palcem po kilku wyrazach. Zapada zupełna cisza, wszyscy po sobie spoglądają; Shannon jakby bardziej się spiął, Tomo odwraca głowę, She zaczyna gwizdać, a John zupełnie ignoruje całą sprawę. Nie wspominając o reszcie, która też dziwnie zamilkła. Przecież pracuje w  Sisyphusie, od niedawna stała się moim głównym producentem, więc... jaki tym razem macie problem? podnoszę ton, patrząc po kolei na wszystkich. Nikt się nie odzywa, więc to jeszcze bardziej mnie irytuje. Co to, kurwa, za dzień milczenia?! Od samego rana mnie wkurwiacie, jak chcę o czymś porozmawiać, to mnie ignorujecie. Dobra, w porządku, ale to sprawa zespołowa! Chcę widzieć tutaj Emmę wieczorem. Jeśli jej nie będzie, wszyscy do cholery wylecicie na zbity pysk. Bez urazy, John, Ciebie się to nie tyczy zwracam się do menadżera i wychodzę trzaskając drzwiami.

Z Glasgow wyjeżdżamy następnego dnia, Emma nadal się nie zjawiła chociaż jasno zaznaczyłem, że chcę ją tutaj widzieć pod koniec poprzedniego dnia. Niestety, nikt mnie nie posłuchał i jej nie sprowadził, a więc trzeba będzie znów ich przycisnąć – bo panna Ludbrook nie odbierze ode mnie telefonu, nawet pomimo tego, że jestem szefem szefa firmy, która jest producentem większości naszych teledysków.
Naszym kolejnym celem jest Belgia. Nigdy tam nie byłem, dlatego też dla mnie to nowe doświadczenie. Lecimy samolotem prosto z Glasgow; w czasie podróży robię chyba z tysiące zdjęć swoim telefonem (potajemnie, ponieważ zakazano nam używania jakichkolwiek urządzeń). Ale włączyłem tryb samolotowy, więc moje ukochane BlackBerry nie powinno nikomu ani niczemu zagrozić.
W Brukseli lądujemy o jedenastej osiemnaście. Oczywiście po wyjściu i odbiorze bagażu, czeka na nas tłum fanów, proszących o zdjęcia i autograf. Kiedy w końcu się od nich uwalniamy, jedziemy dwoma samochodami do hotelu, w którym uprzednio zarezerwowaliśmy pokoje.

Jedziemy na próbę. Koncert zaczyna się dopiero za cztery godziny, ale warto przyjechać wcześniej, wszystko ustalić. Shannon oczywiście nie jest z tego powodu zadowolony, bo zakochał się w jakiejś głupiej grze i ciągle w nią gra na swoim telefonie. O tyle dobrze, że ma wykute na pamięć, kiedy, co i jak na koncertach. Inaczej bym go powiesił. I to nie za głowę.
Telefon wibruje w mojej kieszeni, ale ignoruję to. Jestem zajęty, nie mam czasu na głupie rozmowy. Uf, jak dobrze, że Franceska została w Glasgow, bo miała jakiś cholerny występ. Wspomniałem już, że zajmuje się akrobatyką na lodzie? Nigdy bym o tym nie pomyślał.
Odbierz ten cholerny telefon, nawet go tutaj słychać krzyczy do mnie Tomo z drugiego końca sceny. Śmieję się cicho, kręcąc głową. Sięgam do kieszeni i odruchowo odbieram.
Halo mówię znudzonym tonem, w tym samym czasie Shannon z Chorwatem coś majsterkują przy wzmacniaczach.
Cześć. Mógłbyś mnie.. Tomo podłącza gitarę pod uprzednio wymienione przeze mnie urządzenie i postanawia zagrać początek The Kill ..odebrać z lotniska..   kończy, kiedy zapada błoga cisza. Marszczę czoło, odsuwam telefon od ucha i z wrażenia opieram się o ścianę obok.


5 komentarzy:

  1. Marija Eleonora Huntas und Dziamas28 kwietnia 2013 14:48

    Pierwsze moje wrażenie to Ty znasz bo wydarłam Ci się na skypie. Czytam czytam i czytam i czytam i czytam i czytam i nie mogę wyjść z podziwu. Cholera jasna. To jest przecudowne, przegenialne, arcydzieło dla mnie. Jestem chora na punkcie tego opowiadania i wybacz mi to. Nic nie potrafię skrytykować może oprócz tego, że ja chcę więcej i więcej a Ty kończysz w takich momentach, że lakfadkfnaslkfbalkkabalkdblkblkfabflablkbflkbfl. Emma przyjeżdża, let me sing about it EMMA IS COMIIIIING :D KOCHAM WIELBIĘ NAPASTUJĘ!

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwsze wejście mnie trochę odrzuciło, bo blog wygląda trochę…inaczej, ale nie jest źle.
    Jedenasty koncert, nie jest źle! Jeszcze tylko jakieś sto dziewięćdziesiąt! Niech się chłopaczyna cieszy. I to naprawdę okropny facet, chcieć powiesić własnego brata za części ciała, które często używa?
    Ciekawi mnie czy dzwoniła Emma czy Franceska.
    Daje tylko znak, że czytam, bo przez „piękną” majówkową pogodę wszystkiego się odechciewa.

    - Nikola

    OdpowiedzUsuń
  3. To tak, super ten szablon, ale archiwum nie widzę a nie chcę zaczynać czytać od jedenastego rozdziału.

    pozdrawiam, Sonne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochanie, wszystkie rozdziały są w kropce po lewej stronie pod napisem "ROZDZIAŁY" na niebieskim tle.

      Pozdrawiam xo

      Usuń
    2. Chyba ze czytasz z telefonu — wtedy archiwum nie ma. Naprawie to jeszcze dzisiaj. Dziękuje za upomnienie :)

      Usuń