Słyszę pukanie do drzwi, więc niechętnie wstaję i podchodzę do nich.
Otwieram, widzę Marty’ego. Mruczy coś o telefonie i kluczach, więc go
wpuszczam. Idzie do salonu, gdzie porozstawiane są różne instrumenty,
porozwalane kable i inne rzeczy przeszkadzają w normalnym funkcjonowaniu. Mój
dom zamienił się w istne studio.
– Marty? Pozwól tutaj na
chwilę – mówię do chłopaka, kiedy
zbiera się do wyjścia. Przekręca oczyma, ale nic nie mówi. Podchodzi do mnie,
patrzy pytającym wzrokiem. – Poćwicz trochę w domu,
kiedy grasz, nie myśl o czym innym, OK? Jesteś dobry, ale jeszcze nie gotowy na
koncerty. Skup się. Tylko będąc skupionym dasz z siebie sto dziesięć procent. A
nawet więcej. Możesz już iść. Zadzwonię do Ciebie, jak coś się zmieni z
długiem. Na razie masz wolne. Ćwicz.
– W porządku, będę – odpowiada szybko i wychodzi. Śmieję się cicho,
pocierając dłonią dwudniowy zarost. Trzeba się w końcu ogolić, ale tak mi się
nie chce.. gdyby mi się chciało tak, jak mi się nie chce, to byłbym najbardziej
produktywnym człowiekiem świata! Znów się śmieję, nie lubię rozmawiać w myślach
sam ze sobą, więc potrząsam głową. Rozkładam ręce wzdłuż oparcia i patrzę tępo
na kominek przed sobą. Nigdy go nie używałem poza okresem świąt, bo nie było
potrzeby, a z drugiej strony bałem się pożaru, bo tyle już było tych przypadków
“przypadkowych” zapaleń mieszkań, że aż to się nie mieści w głowie.
O dwudziestej trzeciej budzi mnie dzwoniący telefon. Leżę wygodnie w
łóżku, odpoczywam, staram się przybrać energię, jak każdy porządny Amerykanin o
tej godzinie, a ktoś mnie budzi. S k a n d a l. Przecieram dłonią oczy, ziewam,
podnoszę się. Zbyt mocno uderzam w szafkę nocną, gdzie leży telefon, więc spada
on na ziemię. Z niechęcią się schylam, podnoszę go i patrzę na wyświetlacz.
Dzwoni Marty, prycham cicho. Odrzucam połączenie, nie mam ochoty na wieczorne
rozmowy na temat pracy. Opadam na łóżko. Nie leżę tak, jak poprzednio: teraz
moje nogi, zgięte w kolanach, dotykają stopami podłogi. Zakrywam twarz dłońmi,
zaciągam się mocno powietrzem i równie mocno je wypuszczam. Po chwili
przysypiam, ale wszystko słyszę i czuję. Telefon znów wibruje, więc sięgam po
niego po omacku, odrzucam kolejne połączenie. Ja pierdolę. Muszę zmienić numer.
Kiedy dzwoni po raz piąty, wkurzam się i odbieram.
–
Marty?
Jest późno. Zadzwoń jutro – rzucam, kiedy tylko słyszę szum po drugiej stronie. Ciche
westchnienie, cisza, która zapanowała po dwóch stronach, przypomniała mi
pierwszą rozmowę z mamą przez telefon. Śmieję się cicho, nie wiedziała, że
słuchawka jest do słuchania; wzięła po prostu telefon do góry nogami. – Do usłyszenia – kiedy mam się rozłączać,
słyszę głos zupełnie innej osoby, nie tej, której się spodziewałem. Nie
Marty’ego.
–
Jared.
Jared Leto –
teraz
wiem, skąd znam jego imię. Wiedziałem. Po prostu wiedziałem, że ta cholerna
kobieta w końcu się odezwie! W przypływie emocji się rozłączam, aby po chwili
stwierdzić, że zachowałem się jak ostatni dzieciak, który się boi. Odczekuję
chwilę, a kiedy nie dzwoni, wybieram tym razem numer na jej komórkę.
–
Dzwoniłaś
do mnie? Wydawało mi się, że..
–
Tak.
–
Och – wymyka mi się z ust.
Wciskam się mocniej w materac, zakrywając oczy wolną dłonią. – Po co? Nie rozmawiamy od
kilku miesięcy.. Myślałem, że jesteś na mnie zła.
–
Chodzi
o Marty’ego. Uhm. Powiedzmy, że.. coś mu obiecałam i chcę tego dotrzymać.
Chciałam zadzwonić wcześniej, ale nie miałam ochoty – mówi ochrypłym głosem.
Po chwili słyszę, jak kaszle, odsuwając telefon od ucha. Kontynuuje: – Nie zrobię tego dla
Ciebie. Nawet tak nie myśl. Spotkajmy się jutro w kawiarni, przynieś też
dokumenty związane z tym długiem, czy jak to tam Wy to nazywacie. Bez pytań.
Resztę omówimy na miejscu. Na razie.
Rozłącza się.
Przez chwilę trzymam telefon przy uchu, nie mogąc uwierzyć, w to, co
właśnie powiedziała. I jak to powiedziała. Rzuciła wszystko prosto z mostu,
dodatkowo chamsko. Co się stało? Coś złego powiedziałem? Krzywię się.
Czy zaproponowała, że spłaci dług? Tak, bo na pewno ją na to stać,
prycham w myślach. A może jednak? Poza tym “nie zrobię tego dla Ciebie”, więc
chodzi o Marty’ego. W pierwszej kolejności zabiję ją, jego, a na końcu siebie,
jeszcze wcześniej mordując każdego, kto wiedział o tym, że Marty to przyjaciel
Franceski.
Przypominam sobie o długu. Boże, jest ogromny. Ale musi być dobrze, nie
mogę się załamywać. Wiem, że Shannon i Tomo niezbyt dają sobie z tym radę,
ciągle sobie o nim wypominają na każdym kroku. Chorwat stracił nawet dobry
kontakt ze swoją dziewczyną, Vicky. Jest cholernie źle, a ja wmawiam sobie, że
wszystko będzie w porządku.
Nie, kurwa, nie będzie w porządku.
Pięćdziesiąt osiem milionów dolarów. Skąd ja wytrzasnę taką sumę? Nigdy
nie uzbieramy tego ze sprzedaży płyt i koncertów. Dwie trzecie zarobionych
pieniędzy idą na kolejne występy i przygotowania. To jest niewykonywalne.
Siadam na krawędzi łóżka, stawiam stopy na zimnej posadzce. Łokciami
opieram się o kolana, głowę zaś chowam w dłoniach. Co zrobiłem nie tak? Może,
gdybym tak bardzo nie chciał zmienić wytwórni jesienią dwutysięcznego ósmego
roku, wszystko byłoby inne..
–
W
porządku, więc mam to spłacić, kiedy zarobię odpowiednią sumę? – pytam, upijając kawę. Na
usta ciśnie mi się uśmiech razem ze śmiechem, rude włosy zupełnie jej nie
pasują, ale są urocze. Jaśniejsze, niż poprzednio (logiczne, Leto – miała
czarne włosy!), ale nadal tej samej długości. No to się zabawiła, rzucam w
myślach. Franceska wzdycha nerwowo, przeczesuje tak samo palcami włosy i patrzy
na mnie intensywnie.
–
Tak – warczy. Powtarza to samo
po raz setny, więc się jej nie dziwię. Staram się ją zdenerwować, zadając
głupie pytania. – Chyba, że nie chcesz tego spłacać, to wymyślę coś innego.
–
Uch,
co? “Wykastruj się, Leto, a potem może z Tobą porozmawiam”? Dlaczego jesteś
taka niemiła dla mnie?
–
To też
brałam pod uwagę – komentuje. Unoszę lewą brew do góry, biorąc ostatni łyk kawy. – Słuchaj, naprawdę, nie
robię tego dla Ciebie. Ale w sumie, potrzebuję jednej przysługi, jak Ci się
może uda, to może pomyślę nad tym, czy znieść Ci ten dług. Wiem, że jesteś
ostatnio bez grosza przy duszy: samochód masz beznadziejny, mieszkanie
przemienione na studio, konto prawie puste. Ciężkie życie, co? – pyta z ironią w głosie.
–
Gdybyś
nie była kobietą, właśnie dostałabyś w twarz. Po pierwsze: nie jestem biedny.
Po drugie: samochód mam dobry. Po trzecie: nie mów mi o ciężkim życiu, bo gówno
o nim wiesz – o, Leto, zagalopowałeś
się! Mówię w myślach, kiedy kobieta siedząca naprzeciwko mnie ściąga usta w
wąską linię. Nie komentuje tego, ale też nie omieszka mi dowalić.
–
Nie
chciałbyś może dowiedzieć się, co to za przysługa? Jestem pewna, że się
zgodzisz, no chyba, że chcesz, aby Twój brat dowiedział się o – jeszcze – małym
sekrecie, który utrzymujesz razem z Emmą.. chyba nie byłby zadowolony.
Co?
Nie.
Odbiera mi głos. Otwieram usta, ale nie mogę nić powiedzieć, tylko jęknąć.
–
Wiedziałam
– uśmiecha
się z triumfem. – Wystarczyło przyjrzeć się Twoim relacjom z Emmą, natoczyć
temat, i sam się przyznałeś. Nie trzeba było się wysilać, żeby dociec prawdy..
cudownie! – klaszcze w dłonie.
–
Ja.. To
była..
–
Nie
musisz mi się tłumaczyć. Nie chcę Twoich tłumaczeń. Jest mi przykro, że tak się
stało, bo taki dupek jak Ty, nie zasługuje na taką dziewczynę jak ona. Więc,
wracając do tematu tej przysługi, chciałabym wziąć udział w kilku występach,
ale po spłacie Twojego długu, trochę zabrakłoby mi na to pieniędzy. Szczególnie
na transport.
–
I ja
mam Ci w tym pomóc? – pytam. –
Nie
jestem biurem wycieczkowym.
–
Kłamstwa
wychodzą szybciej na jaw.. pamiętaj, że mam numer Twojego brata.. albo zawsze
mogę zwrócić się do Emmy..
–
Mów
dalej – zaciskam mocniej szczękę,
starając się opanować emocje. Shanny na razie nie może dowiedzieć się o tym
incydencie, nie teraz, kiedy mamy wyjechać. Nikt nie może się dowiedzieć, że
popełniłem ogromny błąd. Ale gdyby się ktoś dowiedział.. Coś ty kurwa zrobił?!
–
Pomyślałam,
że spłacę ten dług – przełyka ślinę. – I zabiorę się z Wami w trasę.. Mniejszy koszt, ale
dorzuciłabym się do hotelu, żebyście mnie gdzieś wcisnęli do pokoju, na
przykład z Emmą, czy z jakąś inną kobietą. Wiem, że takie tam macie, bo Marty
mi mówił, sami faceci u Ciebie nie pracują. Więc? Jakieś pytania?
–
Zabiję…
–
O nie,
tego nie radziłabym mówić. Bo trochę źle może się skończyć takie grożenie. Na
przykład.. kłótnia z ukochanym braciszkiem.. Leto, jedna rada dla Ciebie:
opanuj język, to ja nie puszczę pary z ust – pokazuje na mnie palcem i wstaje. – Dzisiaj wpłacę pieniądze – mówi, machając plikiem
dokumentów, który jej przekazałem. Są tam wszystkie niezbędne dane wytwórni,
której jestem winny naprawdę dużą sumę pieniędzy. – A jutro skontaktuję się z
Tobą w celu informacji, kiedy wyjeżdża-my – akcentuje ostatnią sylabę. – Aha. I nie chciałabym
takiej akcji, że powiesz datę piętnastego, a wyjedziecie czternastego.
Rozumiemy się?
–
Tak.
–
Cudownie.
Do usłyszenia.
Odchodzi. Marszczę czoło. Jednak powinienem był wszystko jasno i dokładnie
wszystkim wyjaśnić. Albo nie. Po prostu wejść do domu i krzyknąć “Przespałem
się z Emmą, dlatego już dla mnie nie pracuje!”, wszystko wydaje się być
idealnie proste. Ale nie jest i nie będzie. Jeden plus (plus?!) Leto: cały rok
spędzony z Franceską, to idealna perspektywa.. rok? Ona zostanie z nami do
końca trasy. Jestem tego więcej niż pewien.
23 grudnia 2009 r
Do domu docieram dwanaście minut po trzynastej. Shannon z Tomo jeszcze nie
mają pojęcia o dacie wyjazdu, więc postanawiam powiedzieć im o tym w pierwszej
kolejności. Jakimś cudem udaje mi się ich przekonać do przyjechania do mojego
mieszkania pod pretekstem rozwalonej ściany (Shannon bardzo lubi majsterkować
przy takich rzeczach więc momentalnie przekonał Tomo do przyjazdu). Zanim
jednak się zjawią, rzucam w myślach, wyciągnę z szafy torbę podróżną.
Na początek pakuję jakieś cięższe rzeczy, typu ubrania na chłodne dni,
ręczniki czy jakieś inne pierdoły. Kiedy sam nie wiem, co więcej wrzucić, do
domu wparowuje mój brat z przyjacielem – no tak, przecież oni nie muszą pukać i
pytać, czy ktoś jest w domu..
Schodzę na dół, zmęczony kilkominutowym pakowaniem (przekopywanie się
przez stertę ubrań nie należy do najlżejszych zajęć). Patrzą na mnie pytająco;
Shannon zaciera ręce i już przygotowuje się emocjonalnie na wielki remont w
moim domu.
–
Gdzie
ta ściana? – pyta niemal natychmiast,
kiedy znajduję się w zasięgu jego wzroku. Tomo stoi oparty o narożnik, niewiele
udzielając się w tej rozmowie. Doskonale wie, że nie jest tutaj z powodu
remontu, jaki wbił sobie do głowy mój brat. Zaciera ręce, rozgląda się w około.
–
Nie ma
żadnej rozwalonej ściany – odpowiadam.
–
Nie ma? – pyta zawiedziony.
–
Nie ma,
Shanny.
–
Ale..
–
W
porządku, muszę Wam coś powiedzieć. Ale najpierw muszę odetchnąć. Weźcie
gdzieś usiądźcie, co? To tak szybko się stało, sam nie wiem, czy jestem w
stanie Wam to przekazać – odpieram, kierując się do “salonostudia”. Shannon siada przy swojej
ukochanej perkusji, a Tomo na ramieniu sofy, po czym opada na nią samą,
rozwalając się na jej całej długości. Przemierzam kilka razy pokój w tę i we w
tę, dobierając odpowiednie słowa. – Pierwsze: nie przerywajcie mi, jak będę mówił. Nawet
teraz! – pokazuję palcem na Tomo,
który chciał już coś powiedzieć. Shannon kiwa tylko głową, cicho się śmiejąc. – Po drugie, jak tylko stąd
wyjdziecie, i wrócicie do domu, macie się spakować. Porządnie. Bardzo
porządnie, Shannon. Nie tylko same gacie i szczoteczka do zębów. Wyjeżdżamy.
–
Gdzie? – czy mój brat jest taki
głupi, czy tylko udaje?
–
Nie ma
przerywania, Shanny! – unoszę ton. – Sprawy się zmieniły. Jedziemy w trasę szybciej, niż
planowaliśmy. Powiedzmy, że załatwiłem sprawę z długiem, ale przez to..
–
Tak!
Wyjeżdżamy! – Tomo się zrywa i zaczyna
wykonywać jakieś nieznane mi tańce radości. Shannon do niego dołącza, a ja
patrzę na nich jak na idiotów. Wzdycham cicho, zamykając oczy. Liczę do trzech,
po czym mówię dalej:
–
Ale
przez to, dołączy do nas jedna osoba. Błagam, nie pytajcie kto – przekręcam oczyma. – Wszystko w swoim czasie.
Teraz spadać się pakować, jutro poznacie termin. Zaraz skonsultuję się z
Shelly, żeby wszystkich poinformowała.
–
Tak się
cieszę, Jared! Dzięki, stary. Wiedziałem, że coś załatwisz. Jesteś geniuszem – mówi mój brat, Tomo go
popiera, podchodząc do mnie. Mocno się przytula, krzywię się. Nie lubię
okazywania uczuć, ale poklepuję go lekko po ramieniu, odpieram, że nie ma za co
mi dziękować, a chwilę potem znów zostaję sam. Postanawiam zabrać się w końcu
za ubieranie choinki na święta – które notabene zaczynają się jutro. Nie wiem,
po co to robię, skoro i tak następne dni spędzę u mamy.
24 grudnia 2009 r
Przekręcam oczyma, kiedy dostaję kolejną wiadomość od Shannona z pytaniem,
co może jeszcze wpakować do swojej wielkiej torby. Odpisuję mu, że wszystko co
chce – nawet kanapki, które stoją u niego w lodówce od dwóch miesięcy. Śmieję
się cicho pod nosem i chowam telefon.
Kiedy przychodzi kolejna wiadomość, naprawdę się wkurzam. Shanny nie daje
mi się spakować do mamy, przecież muszę tam coś mieć – wszystko ostatnim razem
zabrałem!
Mam wiadomości!!ale świeże!!
powiem ci u mamy
Uśmiecham się. Te wiadomości zawsze są związane z Playboy’em, którego
trzyma pod swoim łóżkiem. Znam swojego brata jak siebie samego i wiem, o co
może mu chodzić. Pewnie naczytał się o jakiś pozycjach, czy cokolwiek,
naoglądał się nagich kobiet i chce się podzielić nową wiedzą.
Naga natalie portman?
Jeśli tak, jestem już w drodze ;)
Blokuję telefon, rzucam go na sofę i wracam do pakowania. Kiedy kończę po
dwudziestu minutach, odstawiam walizkę obok drzwi i sięgam po telefon. Mama
przez ten czas zadzwoniła do mnie pięć razy, a od brata dostałem cztery
wiadomości:
Nie durniu, chodzi o Emmę
Odpisz mi w końcu, będziesz u mamy o której??
Idioto!!
Nienawidzę cię
Śmieję się w niebogłosy. Shanny zawsze się denerwuje, gdy ktoś nie
odpisuje na jego wiadomości. Postanawiam go jeszcze bardziej podburzyć, więc
nie wysyłam zwrotu. Dzwonię do mamy, odbiera po czterech sygnałach.
–
Cześć
mamo! – mówię ucieszonym głosem,
to przez sprawę z bratem. Wyobrażam sobie, jak musi teraz wyglądać. – Dzwoniłaś. Coś się stało?
–
Cześć,
synku – odpowiada mi ten ciepły
głos, który znam już od prawie czterdziestu lat. Mimowolnie na moją twarz
wpływa uśmiech, robi mi się o wiele cieplej na sercu. – Chciałam tylko spytać, o
której będziesz.
–
Właśnie
skończyłem się pakować – odpowiadam i opieram telefon o ramię. Przechylam głowę, aby
nie spadł, przyciskam ucho do słuchawki. Idę w stronę kuchni, gdzie zbieram
naczynia z blatu i wstawiam je do zmywarki. – Jeszcze tylko ogarnę kilka rzeczy, będę gdzieś przed
piętnastą. Podjadę po Shannona, nie ma potrzeby przyjeżdżania dwoma samochodami.
–
W
porządku – odpiera. – Do zobaczenia! Kocham
Cię, Jared.
–
Wiem,
mamo. Ja Ciebie też. Bardzo – mówię, rozłączam się. Takie rozmowy podnoszą mnie nieco na
duchu, przynajmniej wiem, że jest ktoś poza Shanny’m, kto mnie kocha, szczerze,
od siebie, a nie za dobre uczynki.
–
Idioto,
miałeś mi odpisać! – słyszę na powitanie, kiedy przechodzę przez próg mieszkania mojego brata.
– Marnuję na Ciebie SMS-y,
a Ty mnie olewasz! Wiesz, że tego nie lubię! – dodaje podniesionym tonem. Uśmiecham się.
–
Przecież
nic się nie stało! Dobra, o co chodziło z Emmą? Pisałeś, że chodzi o nią, przed
tym, jak nazwałeś mnie idiotą i napisałeś, że mnie nienawidzisz – chichoczę, opierając się
ramieniem o niebieską ścianę przedpokoju. Brat jeszcze nie przyniósł swojej
walizki, więc po nią szybko biegnie. Kiedy do mnie wraca, stawia ją obok
przeciwległej ściany, sięga po kurtkę i ją ubiera. – Powiesz mi?
–
Tak, zaraz
– odrzeka, zapinając zamek
pod szyję. –
Myślę,
że Emma jest w ciąży. Wiesz, na to wygląda. Spokojniejsza praca, poza tym,
trochę.. jakby jest grubsza i luźniej się ubiera. Przecież jest cholernie
zimno! Kiedy byłem w studio to ciągle biegała i coś jadła.
–
W..
czym? – odbiera mi głos. O boże,
no świetnie. –
A.. jak
myślisz.. który miesiąc? – wymuszam uśmiech, muszę zachować pozory. Nie trzeci, nie trzeci –
powtarzam w myślach. Dobra, kurwa, Jared – oddychaj. Nie będzie tak źle. Nie
może być tak źle. Nie może. Nie może być już gorzej, niż ten cały, jebany dług,
który notabene spłaciła kobieta, która mnie szantażuje!
–
Nie
wiem. Może drugi. Może trzeci. Jeszcze nic wielkiego nie widać, ale sam fakt,
że wpieprza trzy razy więcej niż my wszyscy razem wzięci.. na dodatek zmieniła
ubiór.. Diana coś mówiła, że będzie musiała na jakiś czas zastąpić Em.. – bierze do ręki walizkę,
popycha mnie w stronę wyjścia. – Coś Ty taki blady?
–
Nic, po
prostu jestem w szoku, bo myślałem, że nikogo nie ma – kłamię. Tak naprawdę,
tak naprawdę, to myślę, że jestem tego powodem, przecież ona nie ma chłopaka,
nie ma nikogo, tamtą chwilę spędziła ze mną.. B o ż e.
–
Też tak
myślałem, ale cóż! Pozory mylą – śmieje się. – Pewnie dlatego zrezygnowała z pracy z Tobą. Po prostu chciała
czegoś spokojniejszego. Już wtedy mogłem się spytać – wzdycha, kiedy otwieram
bagażnik. Wrzuca tam swoje rzeczy, po chwili wskakuje do środka na fotel
pasażera i zapina pasy. Oblizuję szybko dolną wargę, marszczę czoło. Teraz to
naprawdę będzie niezłe gówno, że tak to określę. Czeka mnie poważna rozmowa z
Emmą.. i to niedługo. – Emma w ciąży. No jakie to kurwa piękne – mruczę do siebie, kręcę
głową i po chwili siedzę obok brata w samochodzie, włączam się w ruch i razem
jedziemy do mamy.
–
Stary,
co Ci jest? Od kiedy powiedziałem Ci o Emmie, jesteś jakiś nieobecny – odzywa się w końcu.
–
Już
powiedziałem, że jestem w szoku – zapewniam go.
–
Jared,
co się stało pomiędzy Tobą a Em tamtego dnia, kiedy znalazłem Cię z matką
zalanego w trzy dupy, leżącego n.. o kurwa, Jay! Czy Wy..
–
NIE – chyba krzyknąłem i
wcisnąłem hamulec, bo jakiś idiota za mną zaczyna trąbić, wyprzedza mnie i przy
okazji pokazuje coś przez szybę. – Emma i ja?! Czyś Ty kurwa oszalał?!
–
Ale to
tak..
–
Shannon.
Ja pierdolę, teraz to przegiąłeś – przerzucam biegi, z powrotem jadę do przodu. Muszę go
jakoś od tego odwieść, wystarczy, że jedna osoba za dużo w naszym gronie już o
tym wie. – Ja i Emma.. no nie.. po
prostu, kurwa, no nie. Mój brat myśli, że przespałem się ze swoją a s y s
t e n t k ą. Oszalałeś do chuja pana? – włączam swoje ukochane zdolności aktorskie, które
notabene się bardzo przydają.
–
Dlaczego
nie chcesz mi powiedzieć, co się wtedy, kurwa stało? Przecież jesteś moim
bratem i mi ufasz. Chyba.
–
Ale jak
mogłeś pomyśleć, że przespałem się z Emmą?! Może jeszcze na dodatek jest ze mną
w ciąży? Jesteś nienormalny? – staję na czerwonym świetle, odwracam się do niego i pukam
wskazującym palcem w swoje czoło. Trafił w dziesiątkę, ale m u s z ę
go od tego odciągnąć. Musi przyjąć inną tezę.
–
Tłumaczysz
się tak, jakby to była prawda – wzdryga ramionami. – Poza tym, nie wiem, czy jest w ciąży, to tylko moje
domysły. Coś Ty się nagle taki wrażliwy zrobił?
Przekręcam oczyma, skręcam w uliczkę, gdzie mieszka nasza matka. Nie
odpowiadam na pytanie brata – spoglądam na niego kątem oka; wyraźnie oczekuje
zwrotu ode mnie, ale go nie dostanie. Nie, nie i jeszcze raz nie. Czy
wspomniałem, że mu nic nie powiem? NIC MU NIE POWIEM.
–
Jesteśmy
– rzucam, wysiadając z
samochodu. Wyciągam się na świeżym powietrzu, przechodząca nieopodal kobieta
patrzy się na mnie dziwnie, ale to chyba dlatego, że mam na sobie jakieś stare
ubrania, na dodatek ubrałem z dwie przetarte koszule, a na to dżinsową kamizelkę.
Wyczucie mody, nie ma co!
Shannon ignoruje mój “striptiz” i idzie prosto do domu. Chyba jest zły za
to, że mu nie odpowiedziałem. No cóż, będzie musiał się zadowolić tym, że mam
swoje tajemnice, których muszę dochować. Chyba, że same wyjdą z czasem na jaw.
Jak myślę o Francesce to mi się nóż w kieszeni otwiera... Chyba muszę przeczytać od początku całość bo nie jestem w stanie stwierdzić kiedy ona się zrobiła taka sukowata. grr
OdpowiedzUsuńCała reszta... Ta rozmowa w samochodzie... Jak zauważyłaś - za każdym razem jest mi ciężko cokolwiek składnego powiedzieć. Wizja małych Letoszków wywołuje u mnie jedno wielkie 'awwwwwwwwwwwwwwwwww'. Chcę więcej, dużo więceeeeej i to szybkooo. Proszęęęę!
Kocham <3
oj uwierz mi, że ma idealny powód do tego, żeby być taką suczą. :D odsyłam do rozdziału z wezwaniem sądowym, którego nie przeczytał Leto. :D
Usuńsoon. 16.03.
prepare.
:D
Aaaaaaa, wiedziałam że Jared ją zapłodnił, wiedziałam!!! No chyba, że zamysły Shannona są błędne... hmmm... teraz już sama nie wiem:/
OdpowiedzUsuńFrancesca - co za suka!!! Och, a tak dobrze było bez niej. Niech wypchną ją z pędzącego tourbura i po problemie :)
Jeju, teraz to moja ciekawość osiągnęła najwyższy level. Czekam na następny!!! Już, teraz, zaraz!!!
Cieplutko pozdrawiam :)
spojler - jest w ciąży. :D
UsuńFranceska, j/w napisałam, ma swoje powody, aby być suką szczególnie dla Jareda. niedługo się to wyjaśni, a dla zaciekawienia powiem, że chodzi tutaj o wezwanie do sądu, które wylądowało w "Jaredowym śmietniku". :D
10 niedługo. naprawdę niedługo. :D
Shannon trzyma kanapki w lodówce od dwóch miesięcy, ja byłam zapesza. Po wyjeździe leżały tyle
OdpowiedzUsuńw torbie, więc niech się facet cieszy.
Czyżbym zgadła, że ciąża? Błagam, nie rób z tego durnia ojca, bo będzie latać z włosami w kolorze pomegranate.
Ta wersja ff podoba mi się o wiele bardziej :D
- Nikola
haha, ja raz trzymałam rok. chyba w podstawówce. idę do następnej klasy, otwieram torbę i patrzę, a tam kanapki xD
Usuńoh, muszę Cię zasmucić i zaspojlerować - E. JEST w ciąży, ale uwierz mi, że J. odwali taką szopkę, że nie będziesz narzekała, że jest ojcem. niedługo. :D
cieszę się. :)))
pozdrawiam. <3
Ha ha ha nie wiedziałam ze dialogi pisze się w cudzysłowiu. Twój tok pisania mnie rozśmiesza. Ale to tylko moje zdanie ;) nie przejmuj się tym co mówią inni
OdpowiedzUsuńNo cóż, skoro Cię rozśmiesza, to się cieszę, że patrzysz na mój styl pisania, a nie na to, co zawiera opowiadanie. :)
UsuńCo do "cudzysłowiu" (myślałam, że "cudzysłowu"), tak mi się podoba, nie każdemu musi. Nie piszę dla innych, tylko dla siebie, więc..
Wszyscy piszą po myślnikach, ja jednak wolę w "cudzysłowiu".
Pozdrawiam. :]