30 marca 2013

ROZDZIAŁ ÓSMY



Śmieję się, biegnę za Shannonem. Jest szybszy ode mnie, ale to nie przeszkadza mi w tym, aby bawić się z nim w berka. Mija kilka drzew, zatrzymuje się przy jednym, aby zaczerpnąć powietrza. Wiatr przybiera na sile, więc coraz ciężej jest mi biegać z otwartą buzią. Również się zatrzymuję, łapię trochę tchu i już po chwili znowu ganiam brata po podwórku.
– Nie złapiesz mnie! – krzyczy z oddali rozbawionym głosem. Nie umiem jeszcze mówić, więc krzywię się lekko, ale nie zatrzymuję. Znów okrążamy domek, w którym mieszkamy razem z mamusią oraz znów mijamy drzewa, które Shannon mija bardzo szybko. Potykam się o korzeń jednego z nich, obcieram sobie ręce o kamienie oraz zdzieram kolana o leżące na ziemi gałęzie. Płaczę, ponieważ to jedyne, co mogę teraz zrobić. Mamusia wybiega na podwórko, Shanny również do mnie podbiega. Pomaga mi wstać, i zaprowadza do mamusi. Tatuś jeszcze nie wrócił zza granicy, więc nie może się z nami pobawić, ale mamusia obiecała, że kiedy tylko się zjawi, razem pobawimy się w chowanego. Zabiera mnie do niewielkiej kuchni, gdzie obmywa poranione dłonie; składa na nich delikatne pocałunki, mówiąc, że to dlatego, aby przestało boleć. Uśmiecham się lekko i biegnę do pokoju mojego i brata, aby się przebrać. Mamusia powiedziała, że za chwilę będzie obiad. Lubię obiady mamusi.
Kiedy z pomocą Shanny’ego siadam przy niewielkim stole, mamusia stawia przede mną miskę z zupą. Bardzo ładnie pachnie, więc od razu zabieram się za jedzenie. Zazdroszczę Shanny’emu, jest taki duży i może sam wszystko robić! A ja nawet nie potrafię mówić, więc nie mogę spytać mamy, kiedy tatuś wróci. Ale Shanny robi to często, bo wie, jak bardzo za nim tęsknię. On też tęskni za tatusiem.
Zjadam całą zupę do końca i odsuwam od siebie miskę. Mamusia się uśmiecha, pyta, czy mi smakowało. Kiwam głową, chociaż nie za bardzo rozumiem, co to oznacza. Mamusia nie ma czasu, aby uczyć mnie mówić, czy pisać. Robi to Shanny, każdego wieczoru przed snem. Umiem już napisać kilka słów, oraz je wypowiedzieć. Potrafię zawołać mamusię, brata, przywitać się i pożegnać. Shanny zaczął niedawno mnie uczyć, więc jeszcze nie za wiele umiem. Ale i tak Shanny dużo mi pomaga, więc mamusia może pracować jako fotograf i robić zdjęcia. Robi bardzo ładne zdjęcia, dużo ich wisi na ścianach naszego mieszkania.
Mamusia pomaga mi zejść z krzesła. Idę do pokoju, który dzielę z Shannym i biorę kredki i kartkę. Zaczynam malować jakieś wzorki, bo jeszcze na nic innego mnie nie stać. Maluję w rogu słoneczko, maluję je na żółto, a na dole dodaję jakieś mniej znaczące linie, tworzące wzorki. Jestem sam, to dobrze. Słyszę zamykane drzwi. Mamusia poszła do pracy.
Shanny jest starszy ode mnie o rok, to niewielka różnica. Mam trzy latka, on cztery. Ale mamusia bardzo mu ufa, dlatego zostawia nas samych w domu. Tatuś nadal nie wraca. Gdyby tatuś był, wszystko byłoby łatwiejsze.
– Tata wróci, Jay. Niedługo – słyszę głos brata. Odwracam się i uśmiecham lekko. Shanny trzyma w obu dłoniach swoją perkusję, którą dostał na urodziny. Zabawkowa, ale jednak da się na niej wydobyć ciekawe dźwięki. Są fajne. Shanny umie na niej grać. – Pogram Ci coś, Jay – mówi, szczerząc się. Robię to samo, siadamy na podłodze, a Shanny rozkłada perkusję. Bierze dwa patyki i uderza w takie dwa, jakby złote talerze i niewielkie, okrągłe pudła. Śmieję się. Shanny umie grać. Shanny jest dobry. Shanny to mój braciszek.
Też chciałbym coś takiego dostać. Tatuś miał gitarę – tak mówił na to pudełko o dziwnych kształtach. To było jakoś rok temu, grał na niej nam, na święta. Śpiewał kolędy i śmiał się. Potem wyjechał. Tęsknię za tatusiem.
Klaszczę w dłonie. Bardzo mi się podobają te dźwięki, więc staram się je odtworzyć w myślach. Shanny jest zmęczony. Idzie się położyć, ale uprzednio mi też każe, bo boi się, że sobie coś zrobię. Kładę się obok niego. Kocham Shanny’ego. Robi dla mnie wszystko, mój braciszek.

Tatuś nie wraca. Wciąż go nie ma. Gdzie jest tatuś? Mamusia znów poszła do pracy. Shanny bawi się w kuchni, a za chwilkę ma przyjść Pani Sąsiadka nas przypilnować. Chciałbym, żeby tatuś już wrócił. Coraz bardziej za nim tęsknię. Shanny nie wie, ale kiedy nie widzi, płaczę, najczęściej w nocy.

Tatuś wraca dopiero na święta. Mamusia jest w pracy, więc dowiadujemy się pierwsi. Tatuś przywozi nam kilka nowych rzeczy do pokoju – mi kupił ładne misie i zabawki, a Shanny’emu dał książki do czytania. Ogląda z nami mecz jakiegoś zespołu futbolowego, a potem zamyka się w pokoju zostawiając nas samych. Shanny zabiera mnie do naszego pokoju i znów bawimy się razem jego perkusją.

Mamusia z tatusiem kłócą się głośno. Shanny zasłania moje uszy, ale to i tak nie zmienia faktu, że wszystko słyszę. Krzywię się. Nie rozumiem prawie wszystkiego, co mówią, więc zaczynam płakać. Shanny bierze mnie za rękę i wyprowadza z mieszkania na podwórko. Sadza mnie na huśtawce zawieszonej na gałęzi drzewa i bez pytania zaczyna mnie bujać. Trzymam się mocno lin, aby nie spaść. Wciąż myślę o kłótni mamusi i tatusia. Krzyczeli na siebie, ale nie rozumiem dlaczego. Widzę tatusia wychodzącego z domu. Jest zły, trzaska drzwiami. Nie patrzy na nas, wsiada do auta i odjeżdża. Shannon kręci przecząco głową, abym za nim nie biegł. Shanny wie, jak trzeba się zachować w danym momencie. Shanny jest dobry.
Wracamy do domu. Mamusia siedzi w kuchni i płacze. Podbiegam do niej i przytulam mocno do jej nogi. Uśmiecha się delikatnie, obejmuje mnie i Shanny’ego. Zaczyna mówić coś o innym mieście, ale nie słucham jej, ponieważ cieszy mnie jej dotyk.
 Nigdy nie pozwolę, żeby coś takiego Was spotkało  gładzi mnie po włosach, nadal szlochając. Shanny i ja nie rozumiemy tego. Ale to dobrze, bo mamusia lubi składać obietnice, których nie dotrzymuje.

*

W porządku. Shelly załatwiła wszystkie papierkowe sprawy i udało nam się przeskoczyć o jakieś pół roku do przodu. Pozostało nam tylko wymyślić jakiś cudowny sposób na spłatę trzydziestu milionów dolarów plus dodatek za przesunięte koncerty, czyli jakieś kolejne dwadzieścia osiem. Przekręcam oczyma. Kto do cholery wymyśli w przeciągu miesiąca cudowny środek na spłatę wszystkiego i powrót na scenę?! Tylko geniusz – a ja się do tej grupy nie zaliczam. Nie mam głowy do takich spraw.
Cholera, Marty znowu się spóźnia. Mam ochotę wywalić tego chłopaka na zbity pysk, ale coś mi nie pozwala – jakieś przywiązanie, czy coś w tym stylu. Poza tym jest za dobry. Wydaje mi się, że skądś go znam, przynajmniej jego imię, ale nadal nie potrafię określić skąd. Może ktoś mi kiedyś o nim wspominał, albo minąłem go przypadkowo na ulicy. Nieważne – spóźnia się i za to będzie musiał zapłacić. Jeszcze coś wymyślę. Tym bardziej, że to ostatnia piosenka. Naprawdę? Ostatnia piosenka, a on się spóźnia? Co, do jasnej cholery, jest z nim nie tak?!
Tworzę wąską linię z warg, kiedy wpada do pokoju reżyserskiego, zmęczony, jakby biegł. Rzuca szybkie “przepraszam” i przechodzi do nagraniówki. Rozkłada sprzęt, wita się z resztą zespołu, która zupełnie wydaje się nie być przejęta jego spóźnieniem; po chwili meldują, że są gotowi nagrać melodię pod słowa, które zostały już zapisane. W porządku. Zakładam słuchawki, puszczam tekst. Daję znak, kiedy mają zacząć grać. Robią to, wiedzą dokładnie, co, jak, kiedy i gdzie.
Żegnam się ze wszystkimi, chociaż proszę Shannona, żeby został. Chcę mu podziękować za całą sprawę z Emmą, bo jeszcze nie miałem okazji tego zrobić. Mówi do Tomo, aby na niego poczekał, potem podchodzi do mnie i klepie po ramieniu.
 No, co jest?  pyta nonszalancko.
 Dzięki, Shannon  rzucam po chwili, uśmiechając się do brata. Kiedy patrzy na mnie jak na wyrzutka marginesu, dodaję:  Za to, że przyprowadziłeś Emmę i porozmawialiśmy. Co prawda, musiałem uciec, ale to nie zmienia faktu, że jestem Ci wdzięczny.
 Ty i spotkania przed dwudziestą pierwszą?  śmieje się.  Coś między Wami jest grubo nie tak i ja się o tym niedługo dowiem. Widzimy się później  odrzeka, wychodząc z pomieszczenia. Wzruszam ramionami, sięgam po swoją kurtkę i torbę.
 Widziałeś, co wybrałeś, jeśli to wziąłeś  mówię do siebie, zamykam drzwi z trzaskiem. Krzywię się, ponieważ zazwyczaj tego nie robię, nie przystoi w takim miejscu. Zachodzę do biura obok, gdzie pracuje Shelly.

 Tak się zastanawiam, przeniesienie studia do prywatnego miejsca zmniejszyłoby dług o tak dużo, że bylibyśmy w stanie się zrzucić jako zespół i wszystko spłacić. Masz, zobacz  wchodzę do środka, podnosi rękę, przekazując mi kilka kartek. Przeglądam je szybko, przelatując wzrokiem po liczbach i dostaję oczopląsu. Ta kobieta naprawdę ma mózg do wszystkiego.
 Tylko problem w tym, że za prywatne miejsce trzeba płacić miesięcznie albo rocznie. Albo kupić całkowicie. Nie stać nas na to, She. O tym nie pomyślałaś, chyba, co?
 Nie myślałam o tym, żeby kupować nowe miejsce, albo przenosić się na piętro niżej, Jared. Masz duże mieszkanie, na dole studio, może niezbyt wielkie, gdyby to wszystko dobrze poustawiać..
 Mówiłem już, że nie ma mowy. Nie zmienię swojego domu w studio nagrań. Poza tym jest jeszcze budynek Hive, wszystko można załatwić.
 Nie ma Hive..
 Słucham?  pytam z lekkim zdziwieniem.  Jak to “nie ma Hive”?
 Kiedy pakowałam swoje rzeczy, Patrick przekazał mi, że niedługo sprzedają nieruchomość, bo bankrutują. Znaleźli jakieś mniejsze, ale równie pożyteczne miejsce. Tyle, że nie pozwala ono na taką działalność, jak dotychczas.
 Ja pier..
– Jared, musimy jakoś to rozwiązać  przygryzam dolną wargę. Dobra, przekonałaś mnie. Jeden do zera.
 W porządku. Załatw kogoś, żeby przeniósł ten sprzęt do mojego mieszkania. I jeszcze kogoś, żeby zrobił mi przemeblowanie w piwnicy. Ten Twój kuzyn, nadal się tym zajmuje? Na kredyt byśmy wzięli, a jak już wrócimy w trasę, to wszystko się pospłaca. Nie podoba mi się to, ale jeśli chodzi o zespół.. eh, mówiłem już, że jesteś niezastąpiona? Załatw to, a teraz nie chcę Cię tutaj widzieć. Masz wolne do końca tygodnia. Odmaszerować!  ostatnie mówię ze śmiechem; Kobieta uśmiecha się i kończy prace przy komputerze. Pomagam jej wszystko pochować i razem wychodzimy z budynku, prawdopodobnie żegnając się z nim już na zawsze. Nareszcie.

Wsuwam klucz do zamka drzwi i otwieram je pośpiesznie, bo Shannon tak mnie męczy, że nie mogę już wytrzymać. Popycha mnie do środka, sam wchodzi szybko, trzaska głośno drzwiami. Nie rozumiem, o co mu chodzi, ale nie pytam o nic. Wymija mnie, otwiera przejście do piwnicy i znika w niej. Po chwili wraca z telefonem przy uchu, rozmawiając z jakąś osobą. Nie przysłuchuję się rozmowie, bo nie mam ochoty; idę do kuchni, robię sobie herbatę (lekarz zakazał mi picia kawy – która i tak zaczęła mi nie smakować). Po dwudziestu minutach słyszę pukanie do drzwi. Zanim zdążam wstać i cokolwiek zrobić, wykonuje to za mnie brat. Słyszę jakieś rozmowy, wzdrygam ramionami. Pewnie to Ci goście od przemeblowania. Nawet nie przychodzą się przywitać, tylko razem z Shannonem schodzą prosto do piwnicy. Przelotnie wita się ze mną Emma, która nadzoruje całą “operacją” razem z Shannonem (który notabene jedyne, co robi, to siedzi przed moją konsolą) i Shelly. Tomo pomaga facetom od przenoszenia z tamtego studia do tego, które będzie się znajdowało w moim mieszkaniu.
Kiedy próbuję porozmawiać z Panią-Ignoruję-Cię-Na-Zawsze Ludbrook, jak zwykle twierdzi, że musi się czymś zająć i znika pośród stosu porozstawianych rzeczy.
Nie podoba mi się to, że w moim mieszkaniu są obcy ludzie i grzebią w  m o i m  studio, ale jak mus to mus. Nie sprzeciwiam się, bo wiem, że to konieczne. Dopijam do końca herbatę, wstawiam szklankę do zmywarki i opieram się o blat. Nagle mi się coś przypomina. Coś, sprzed kilku miesięcy. A raczej ktoś..
Jezusie, znowu ona. Co takiego zrobiła, że tak bardzo namieszała w moim życiu? Czasem zastanawiam się, czy gdybym jej nie poznał, to siedziałbym teraz tutaj tak samo, czy może koncertował po Ameryce, beztrosko, bez żadnych zmartwień? Było, minęło, Leto. Nie cofniesz tego – uświadom to sobie, do cholery! Krzyczę na siebie w myślach. Mrużę oczy, kiedy słyszę ogromny huk dobiegający zza otwartych, piwnicznych drzwi. Pewnie – jak to zawsze bywało w moim mieszkaniu – coś było podparte o coś, nie zauważyli tego i bach, wszystko spadło. Śmieję się cicho pod nosem. Idę w stronę hałasu, krzyczę, że wychodzę i tak też robię. Wsiadam do samochodu, przez chwilę w nim siedzę i zastanawiam się, gdzie pojechać. Może odwiedzę Terry’ego? Dawno się z nim nie widziałem. Może zafunduje mi jakąś nową sesję.
Telefon zaczyna dzwonić i wibrować w mojej kieszeni, więc szybko odbieram, kiedy tylko staję na czerwonym świetle.
 Jared, jest problem. No bo, nie wszystko się zmieści. Trzeba zwiększyć reżyserkę. Wiesz, jeden pokój musi zostać rozpierdo..
 Tak, w porządku, rozwalić, zrobić i posprzątać. Macie moją zgodę na wszystko. Shanny, jestem w samochodzie. Odezwę się później. Do zobaczenia  rzucam telefon na siedzenie pasażera. Wybijam rytm uderzając palcami o skórzaną kierownicę, a kiedy pojawia się w końcu zielona sygnalizacja, wjeżdżam prosto w ogromny korek.

*

Tatuś głośno trzaska drzwiami. Znów. Mamusia znowu płacze, lecz tym razem tatuś już nie wraca. Zabrał wszystkie swoje rzeczy, zostawiając nas samych. Shanny jest w szkole – zaczął ją niedawno, ma już siedem latek i ma tornister i książki. Ja zaczynam szkołę dopiero za rok, umiem już pisać i czytać! Shanny mnie nauczył, a potem mamusia doszkoliła. Mamusia ma już więcej czasu, niż ostatnio – znalazła nową pracę, bo przeprowadziliśmy się do Illinois, razem z tatusiem. Ale tatuś zniknął i nie wiem, czy wróci.
Mamusia robi obiad dla mnie i Shanny’ego, który lada chwila powinien wrócić ze szkoły. Nie lubi tam chodzić, mimo, że chodzi tam dopiero dwa miesiące. Ja bardzo chcę tam iść, bo chcę poznać nowych ludzi.
 Jared, kochanie, rozstawisz talerze?
 Tak, mamusiu. Już  ześlizguję się z krzesła, podchodzę do szafki i kucam przed nią. Wyciągam cztery talerze, ale po chwili jeden chowam, bo tatuś wyszedł. Zamykam drzwiczki, trzymam mocno talerze, aby się nie pobiły i podchodzę do stołu. Jestem już dość wysoki, żeby wszystko poustawiać, ale i tak robię to powoli, aby niczego nie zrzucić.  Już poustawiałem!  oznajmiam z radością mamusi, która wyłącza te płomienie takim dziwnym pokrętłem przy kuchence. Znów wciągam się na krzesło i z niecierpliwością czekam na brata, który zjawia się dopiero dziesięć minut później. Od razu siada przy stole i zaczynamy jeść pyszny obiad mamusi. Ona nie je, bo nie jest głodna. To pewnie przez tatusia. Podchodzi do telefonu i kilka razy gdzieś dzwoni, ale co chwilę odkłada go z powrotem na miejsce. Shanny patrzy na mnie pytająco.  Tatuś  szepczę, a on już wie, o co chodzi. Robi smutną minę, kontynuuje jedzenie zupy. Potem opowiada mamusi, co działo się w szkole, a ja idę do pokoju po kartki i kredki, wracam do kuchni i siadam na swoim miejscu. Zaczynam malować drzewa, domek i czterech ludzików trzymających się za rękę.
Znów tęsknię za tatusiem.
Czy tatuś kiedyś wróci? Shanny mówi, że wróci. Zawsze tak mówi, ale nigdy jeszcze tatuś nie wrócił na dłużej niż parę dni. Mamusia ostatnio coś mówiła o wyprowadzce z miasteczka, w którym mieszkamy. Chyba znalazła nową pracę. A tatuś nie ma pracy? Czemu tatuś nie kupuje nam jedzenia?
Shanny patrzy na mnie smutnym wzrokiem i pokazuje na teczkę.
 Idziesz poczytać książki?  pyta. Kiwam głową, zsuwam się z krzesełka i trzymając Shanny’ego za rączkę idziemy do pokoju, gdzie będziemy czytać książki, które musi nosić do szkoły. Są bardzo ciekawe, mają kolorowe obrazki, których nigdy nie widziałem! Tatuś zawsze mówił, że kolorowe obrazki są niepotrzebne w życiu, że to coś, co nie przyniesie zysku. Ale nadal nie wiem, co to oznacza!  JJ, zobacz! Widziałeś tutaj?  mój braciszek pokazuje mi jakąś stronę w książce, gdzie narysowane są dwa misie, które chyba trzeba pokolorować. Kręcę głową, sięgam po kredki. Bardzo lubię malować, nie to co Shanny. On woli uczęszczać na lekcje muzyczne, bo bardzo lubi melodie i śpiewane słowa. Shanny jest lepszy, Shanny to mój wzór do naśladowania.
To mój ukochany braciszek.

5 komentarzy:

  1. Na początku niezbyt załapałam o co chodzi i wizja dwóch czterdziestolatków bawiących się w berka wydała mi się trochę dziwna, no ale jeden z nich to facet, który wykrzykiwał, że jest Batmanem, wiec. Ale czytałam dalej i jednak trochę zaczynam rozumieć Jareda i jego zachowanie. Ktoś kto nigdy do końca nie był dzieckiem, nigdy nie będzie w pełnij dorosły. Ale to z jakim spokojem przyjmuje rozwalanie ścian w jego domu i dług 58 mln (30 + ten dodatek jak rozumiem?) mnie zadziwia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego ta narracja została dodana. Wiem, że może być myląca, ale ma wpływ na dalsze rozdziały, ponieważ dzięki temu.. właśnie "Ktoś kto nigdy do końca nie był dzieckiem, nigdy nie będzie w pełnij dorosły" :). A co do spokoju z jakim przyjął dług - wszystko wyjaśnia się w późniejszych rozdziałach - uwierz mi! Jakby to określić, Jared tymczasowo ma nadzieję na to, że wszystko ułoży się po jego myśli i stara się stłumić gniew i wmawia sobie, że wszystko będzie dobrze. Ogólnie jeszcze listów nie odebrał, także jest spokojny :-D
      Poza tym na jego zachowanie też trochę wpłynęła Emma, wcześniej, przed tym całym wydarzeniem pomiędzy nimi, w dalszych rozdziałach wszystko się wyjaśni. ^^
      pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Marija Eleonora Huntas und Dziamas czyli MAAAAGS31 marca 2013 17:49

    Mam dostęp do komputera (wkurwiający naprawiacze komputera mają się odezwać po świętach) i od razu pragnę Ci napisać co o tym rozdziale myślę.
    Jestem ogromną fanką wszelakich retrospekcji a wizja małych braci bardzo mnie rozczuliła. Tak jak koleżanka/kolega powyżej zaskoczył mnie spokój, prawie macha ręką na dług z ogromnymi odsetkami. Niezmiernie czekam na dalszy ciąg i LICZĘ NA TO, że wątek konfitury (you know what I mean ;)) nie zostanie zostawiony sam sobie, tako więc czekam na rozwinięcie i pozytywny ciąg dalszy. Czuję ekscytację, wiesz?
    A najlepsze jest to, że nigdy nie zawodzisz! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Omg, prawie popłakałam się czytając te opowiadanie. Uwieeelbiam takie retrospekcje. JJ, Shanny - na początku miałam wizję czterdziestoletniego Leto biegającego w stroju Batmana i zaczęłam się rechotać do komputera, ale potem tylko były łzy w oczach.
    CUDOWNIE NAPISANE. Chcę więcej, zdecydowanie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Uff, nadrobiłam
    Zabierałam się już do Twojego opowiadania kilkakrotnie, ale zawsze coś mi przeszkadzało. A jako, że sama zakończyłam właśnie pisanie swojego bloga, no i mam chwilę czasu przez święta - usiadłam i przeczytałam.
    Na początku nie potrafiłam się odnaleźć, nie wiedziałam co będzie istotne, na czym skupiać uwagę, ale z każdym rozdziałem było już tylko lepiej.
    Myślałam, że głównym wątkiem będzie Francesca i Jared, ale szybko to zakończyłaś i z czasem nie wiedziałam już jaki jest "motyw przewodni" tego opowiadania. Jednak dochodząc do tego punktu, wydaje mi się, że głównym wątkiem jest po prostu życie. I to mi się podoba. Poboczne wątki, takie jak seks z Emmą (który bynajmniej bardzo mnie zaskoczył i cały czas wydaje mi się, że zrezygnowała z pracy ponieważ jest w ciąży), sprawa sądowa z EMI, czy wspomnienia z dzieciństwa są tylko dodatkiem w całej tej historii.
    Naprawdę miałaś ciekawy pomysł - interesujący i oryginalny. Zupełnie odbiegający od innych marsowych historii.
    Podsumowując - jestem na TAK :)
    Jeśli możesz mnie informować na tt, to byłabym wdzięczna, ponieważ z niewiadomego dla mnie powodu, blogger nie pokazuje mi twojego opowiadania w liście czytelniczej. Dziwne:/
    Cieplutko pozdrawiam i liczę, że 9 pojawi nie niebawem :)

    OdpowiedzUsuń