Emma
ubiera się tak szybko, że nie jestem w stanie tego zarejestrować wzrokiem.
Marszczę czoło, uderzam się w nie dłonią. Boże, kurwa, ja pierdolę! Mogłaby coś
powiedzieć, ale nie – jest wściekła. Rozumiem to, przecież sprawy nie miały się
tak potoczyć; przecież ona dla mnie pracuje, a podpisywaliśmy umowę między
sobą, że nigdy, przenigdy nie połączy nas nic więcej, niż biznes. Boże. Sam nie
wiem, co powiedzieć. Może jakieś “przepraszam”? Chociaż i to nic nie da –
przecież nie wymarzę jej tego z pamięci. Leżę bezczynnie na sofie, nawet nie
mam zamiaru się ubierać. Jeśli moja matka wpadnie z wizytą wieczorem, to będzie
miała miły widok – nie obchodzi mnie to.
Popycha
moje ramię, w rezultacie czego, spadam na ziemię. Zabiera coś z kanapy, burcząc
pod nosem. Słyszę dźwięk zapinanej kurtki, potem butów. Jeszcze kilka kroków,
zabiera swoją torbę..
– Na
razie – mówi
głosem tak wściekłym, złym, że aż przechodzą mnie ciarki. Wychodzi,
trzaska głośno drzwiami. Wzdycham – znowu. Leżę nago na brzuchu na białych
płytkach w swoim salonie, niedaleko kominka, w którym tylko na święta palę
drewno – tak, dla nastroju. Kładę głowę, przytykając prawe ucho do zimnej
posadzki i wpatruję się w marmur. Ziewam. Po kilku minutach podpieram się
dłońmi i wstaję – nie mogę wiecznie leżeć bezczynnie na podłodze. Nie przejmuję
się tym, że nie mam nic na sobie – kto mnie zobaczy? Mieszkam na samym końcu
uliczki, rzadko kiedy ktoś tędy przechodzi; chyba, że wybiera się na wspinaczkę
po wzgórzach. Przekręcam oczyma, idąc do kuchni. Wyciągam szklankę, bo wyżej
nie chce mi się sięgać, schylam się do barku, aby wyjąć wino, które najczęściej
otwieram w czasie naprawdę ważnych wydarzeń..
Wracam
do salonu. Siadam na sofie, rzucając smętny wzrok na swoje ubrania leżące przy
stoliku. Nalewam sobie do szklanki trochę trunku, upijam go; w ostateczności i
tak zaczynam pić z butelki. Teraz maniery nie są nikomu potrzebne.
Zamykam
oczy, opieram głowę o oparcie. Wciągam powietrze, wypuszczam je. Jestem oazą
spokoju, muszę to przyznać. Chociaż czuję, że gdzieś wewnątrz mam ochotę się
zabić, zapaść pod ziemię – cokolwiek, byleby nie stanąć oko w oko z problemem,
który sam sobie przysporzyłem. Taka współpraca nie będzie miała sensu – ona na
pewno będzie mnie unikać, a ja chciałbym z nią o tym porozmawiać. Obłędne
koło.. znów.
Krzywię
się, kiedy dzwoni mój telefon. Nie mam ochoty odbierać; nogą przetrącam
szklankę stojącą przy sofie. Nie przejmuję się tym – dywanu nie mam, więc nic
wielkiego się nie stanie. Stopy zaczynają mi marznąć – co jak co, ale o tej
porze roku i dnia, w moim salonie jest chłodno. Nawet nie włączyłem ogrzewania.
Szlag by to.
Zasypiam.
– Jared.
Jared? Obudź się. – Ktoś klepie moje policzki i lekko mną potrząsa. Nie jestem w stanie
odpowiedzieć, przynajmniej nie w tej chwili. Mruczę cicho pod nosem, powoli
otwieram oczy. – Co
się stało? –
pyta.. moja mama?
– Mamo..
proszę.. zostaw mnie.. – szepczę.
– Nie
jestem teraz w nastroju do zwierzeń.. –
dodaję po kilku sekundach. Rodzicielka wzdycha cicho; słyszę dźwięk obijających
się o siebie naczyń. Ktoś jeszcze jest w domu?
– Shannon,
zaprowadź go pod prysznic, a ja tutaj posprzątam – słyszę. Shanny.. Shanny tutaj jest?
– OK
– odpowiada
mój brat. Po chwili czuję lekkie szarpnięcie do góry; jeszcze do końca się nie
przebudziłem, więc Shannon pomaga mi iść. – Rozumiem
wszystko, ale mogłeś się chociaż ubrać – mówi
lekko rozbawionym głosem.
– Mogłem
– odpowiadam
sucho i bez jakichkolwiek emocji. – Może
nie chciałem. Tak mi było dobrze – stwierdzam.
Rozglądam się nieprzytomnie po otoczeniu; orientuję się, że jestem w łazience.
Brat prawie że wrzuca mnie pod prysznic i odkręca zimną wodę.
– Zawsze
działa – odpiera,
kiedy widzi, jak się wzdrygam. – Posiedź
tutaj chwilę, a jak ochłoniesz, to zakręcę, a potem porozmawiamy, co się stało.
2
listopada, 2009 rok
Shannon
nie odstępuje mnie na krok. Chodzi ze mną wszędzie, dosłownie. Odprowadza mnie
do domu, odbiera z niego. Czuję się jak w więzieniu – ale zalecenia matki są
przecież najważniejsze. Od czasu, kiedy zobaczyła mnie leżącego “beztrosko” w
salonie mając u boku wino, postanowiła, że posługując się Shannonem, będzie
kontrolować moje życie. To trochę dziwne, ale nic na to nie poradzę. Mama
zawsze była nadopiekuńcza. I nadal jest.
Uśmiecham
się lekko, kiedy dochodzę do wniosku, że Shannon nie może kontrolować
wszystkiego, co robię – nie może chodzić ze mną na wywiady, na gale, na które
nie został zaproszony przez organizatorów. Nie może uczestniczyć w rozmowach
biznesowych, które prowadzę.. są jakieś plusy. Zawsze można wymknąć się
wcześniej, skłamać, że najlepszy przyjaciel jest chory i uwolnić się od brata.
Chociaż nie winię go za tę sytuację, musi mi dać trochę luzu. Nie jestem już
dzieckiem, które trzeba pilnować.. tak przynajmniej sądzę.
– Jak
tam Artifact? – pyta
Shannon.
– Nie
wiem – odpowiadam
zgodnie z prawdą. – Emma
jest producentem. Powinieneś jej pytać – rzekę,
w myślach dodając: na pewno będzie chciała rozmawiać z którymś z Leto. Dobrze,
że Shannon nic nie wie, bo by mnie zabił, poćwiartował i rzucił wilkom na
pożarcie.
– Nie
widuję jej ostatnio –
rzuca z nieodgadnionym wyrazem twarzy. – Diana
mówiła, że jej matka jest chora i planuje polecieć do domu na parę dni.
– Aha
– mruczę
cicho pod nosem, mrużąc oczy. – Shannon,
słuchaj, jest taka sprawa.. –
zaczynam nowy temat.
– Nie.
– Dlaczego?
Przecież nie jestem już dzieckiem, nie musisz mnie pilnować na każdym kroku – krzywię się.
– Muszę,
bo nie chcę, żebyś wylądował za jakimś rogiem, zalany w trzy dupy, nagusieńki
jak małe dziecko i do tego krzyczał, że należysz do rasy nadludzkiej i wszyscy
mają się bać, bo nadchodzi zagłada – mówi
poważnie, chociaż wiem, że zaraz się zaśmieje. Jeden, dwa, trzy..
Nie
śmieje się?
9
grudnia, 2009 r
– Jak
opiszesz nowy album swojego zespołu? –
wzdycham. Kolejne takie same pytania, kolejne nudne, wyuczone już odpowiedzi.
Uśmiecham się nieznacznie, układając niewielką przemowę w myślach.
– Inspirujący.
Wolny. Nowy. Mógłbym wymieniać wiele przymiotników, ale myślę, że nie opisałbym
go do końca świata. Szczerze powiedziawszy – nie został stworzony dla nas, dla
ludzi, którzy wierzą. Ten album jest dla tych, którzy coś.. lub kogoś w życiu
stracili. Wiarę, nadzieję. Swoją miłość. Chcą o to walczyć, ale nie mogą – bo
nie wierzą wystarczająco mocno.
– Skąd
więc nazwa This Is War?
– To
chyba logiczne –
śmieję się. – To
jest Wojna:
prawdę mówiąc, ten tytuł nadał Shannon. Kiedy zaczęliśmy nagrywać album,
niedaleko po całej sprawie z EMI, rzucił, że będzie to wojna. Postanowiliśmy nazwać
tak album, bo to naprawdę była wojna. Ciężka. Poza tym, wojnę można
wypowiedzieć każdemu: nawet marzeniom, o które trzeba walczyć do samego końca.
Jeśli idziemy ścieżką marzeń, jeśli nimi żyjemy, wszystko jest możliwe. Nic w
życiu nie jest przypadkowe.
– Czy
planujecie wydać niedługo jakiś teledysk? Ostatnio świat ujrzał Kings
And Queens.
– Niedługo.
Plotkujemy, planujemy, ustalamy.. – uśmiecham
się ponownie, w duszy ciesząc się, że to prawie koniec wywiadu. Ukradkiem
zerkam na zegar wiszący za kobietą przeprowadzającą ze mną wywiad i z radością
stwierdzam, że zostało dziesięć minut. Pewnie spyta mnie o moje życie prywatne.
No dalej.
– Twoje
fanki są ciekawe, czy nadal jesteś singlem.
– Hmm..
– mruczę,
przekręcając oczyma. Wsuwam rękę do kieszeni, wyciągam telefon i przykładam do prawego
policzka. – To
moja dziewczyna. Małe, błyszczące BlackBerry. Robię z nią wszystko, każdego
dnia i nocy. Czasem nawet pocieram nią o miejsce za uchem – myślę, że niedługo
przyjdą na świat małe, błyszczące jeżynki – całuję
ekran swojego telefonu i chowam go do kieszeni. Prezenterka się śmieje, co
chyba jest dobrą oznaką, sam nie wiem. Żegna się ze mną, dziękuje za udany
wywiad i ma nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy. Cóż.. ja nie.
Zakładam
kaptur na głowę, na nos nasuwam okulary przeciwsłoneczne. W tej dzielnicy
pewnie mam już status “debil roku”, bo za każdym razem, jak tutaj przychodzę,
mam te cholerne okulary. Ale cóż mogę poradzić, kiedy to właśnie w tym miejscu
zbiera się najwięcej fanów i nie dają mi żyć, kiedy mnie widzą. Przechodzę
przez pasy, nie mam ochoty zamawiać taksówki; zachodzę do jakiejś niewielkiej
kawiarni i siadam przy stoliku. Patrzę na kartę powieszoną tuż przy dzbanku z
kwiatami, na której znajdują się przeróżne nazwy kaw, herbat czy ciast, jakie
można zamówić.
Ściągam
kurtkę, wieszam ją na krawędzi krzesła i podpieram głowę o dłoń wspartą na
łokciu. Mam wrażenie, że taka sytuacja miała już kiedyś miejsce, tylko
wydarzyła się w trochę inny sposób..
Tamten
cholerny dzień, kiedy wszystko się zmieniło – poznałem Franceskę, która
notabene już się nie odzywa; zostałem oskarżony o pobicie kobiety, potem ta
cała sprawa z EMI, teraz z Emmą, która też już się nie odzywa.. czy ja
kiedykolwiek postąpię rozsądnie w życiu, bez żadnych konsekwencji?
Podchodzi
do mnie kelnerka. Zamawiam herbatę, moją ulubioną – zieloną. Wpływa na mnie
uspokajająco, nie jest też taka pobudliwa, jak niektóre. Nie zamawiam niczego
więcej – nie wziąłem karty z domu, bo wywiad został zaplanowany spontanicznie,
dwa dni wcześniej, dlatego też nie organizowałem się zbytnio; a w kieszeni mam
tylko trzydzieści dolarów, które wziąłem na powrót taksówką do domu.
Patrzę
niepewnie na list, który trzymam w dłoniach. Nadawcą jest EMI, więc jest się
czego obawiać – wyjmuję kilka następnych, mniej ważnych, takie jak wezwanie do
zapłaty za mandat sprzed dwóch lat, czy też bon promocyjny do sklepu meblowego,
w którym zamawiałem te, które stoją w moim mieszkaniu. Zamykam skrzynkę,
podchodzę do bramy, wpisuję odpowiedni kod i wchodzę do środka.
Dochodzę
do drzwi, otwieram je kluczem i wchodzę do środka. Rzucam kurtkę na ziemię,
buty zostawiam również w byle jakim miejscu, ponieważ są brudne i nie chcę
potem sprzątać całego mieszkania. Zakładam kapcie, które dostałem od cioci i
idę do salonu, gdzie – oczywiście – spotykam Shannona.
– Melduję
się, szefie, że wróciłem do domu – salutuję
bez żadnego entuzjazmu i ignoruję swojego brata, przechodząc obok niego
obojętnie. – Aha,
melduję też, że kiedy wyszedłem z budynku, w którym odbył się wywiad z Jaredem
Leto, dnia dziewiątego grudnia, poszedłem do kawiarni, aby się napić herbaty.
Odebrałem też listy, które leżały w skrzynce przed domem..
– Przestań
– przerywa mi.
– To
wcale nie jest śmieszne. Mnie to też denerwuje. Chciałbym gdzieś pójść przed
trasą, ale nie mogę, bo muszę latać za Tobą, jakbyś miał dziesięć lat i nie
wiedział, co to życie.
– Więc
dojdźmy do porozumienia –
proponuję. – Mów
matce, że jesteśmy razem, a tak naprawdę będziemy osobno. Przecież tego nie
sprawdzi. Chyba, że puściła za nami detektywów.
– Ale
musisz mi mówić, co się dzieje w Twoim życiu! – zaznacza. – Przecież
nie będę jej codziennie mówił, że chodzisz na wywiady.
– Co
u Emmy? – zmieniam
temat. Nie chcę rozmawiać o tym, jak mamy okłamywać naszą matkę. Jestem
naprawdę ciekaw, co u Pani Ludbrook, która mnie olewa już od.. kilkunastu dni?
Nawet nie wiem, ilu. Nie liczyłem.
– Co
Ty tak się o nią pytasz? – Shannon
patrzy na mnie ciekawskim wzrokiem. – Myślałem,
że codziennie rozmawiacie. Przynajmniej tak to wyglądało. W porządku. Mówiła,
że szykują książkę. Dosyć ciekawie, czemu mi nie powiedziałeś? Stwierdziła, że
wiesz.
– Ee..
– wymyka
mi się z ust. – Cóż,
ja.. zapomniałem – mówię zakłopotany, przeczesując palcami
włosy. Co mogę powiedzieć? Że nie
rozmawiam z nią, bo nie chce mnie znać, po tym, jak wylądowaliśmy na sofie w
moim salonie i uprawialiśmy seks? Shannon by mnie zabił.
Mój
brat zanosi się śmiechem. Marszczę czoło.
– Jesteś
udany. Poważnie – stwierdza
i wstaje. Otrzepuje swoje spodnie, zapina bluzę i podchodzi do mnie. Klepie
moje ramię, znów chichocze i wychodzi z mojego mieszkania.
– Chwila..
– mówię,
ale jest już za późno, raczej tego nie usłyszał. – Kurwa – klnę cicho pod nosem, siadając na
fotelu – nie ustaliliśmy, jak będziemy okłamywać naszą matkę.. trudno.
Wzdrygam
się, patrzę na zegarek wiszący przy przejściu prowadzącym do kuchni i znów klnę
pod nosem. Za godzinę muszę jechać do naszego biura, sprawdzić jak idzie
tworzenie nowych, Marsowych rzeczy, a następnie po raz kolejny
iść na pieprzony wywiad, tym razem do radia.
Przechodzę
przez drzwi frontowe, poprawiając kołnierz od kurtki – tym razem ubrałem trochę
lżejszą, ponieważ na dworze zrobiło się o wiele cieplej; porównując do
temperatur panujących w listopadzie w Los Angeles, to cud, że jest
dziewiętnaście stopni, ale trzeba też uważać, bo w każdej chwili może zrobić
się minus dziewiętnaście. Witam się z – no cóż, jestem ich szefem! – moimi
pracownikami, chwilę zamieniam z nimi kilka słów i idę dalej. Przechodzę przez
kolejne drzwi, zamykam je; jestem w biurze, które praktycznie należy do mnie,
ale teoretycznie pracuje tutaj ktoś inny. Krzywię się, kiedy stwierdzam, że
nikogo nie ma. No cóż, będę musiał poczekać..
Siadam
na krześle, w sumie, rozsiadam się i wsuwam dłonie do kieszeni dżinsów.
Opuszkami palców uderzam w obudowę BlackBerry, żałując, że nie wziąłem swojego
iPoda – przynajmniej bym się nie nudził. Rozglądam się po pomieszczeniu – nic
wielkiego się nie zmieniło, od kiedy przejęła to nowa osoba; mianowicie, Ally,
którą niedawno zatrudniłem. Wydaje się być idealna do tego stanowiska – mądra,
inteligentna.. Cudowna blondynka.. jak ja uwielbiam blondynki..
Pewnie
tylko dlatego ją zatrudniłeś, odzywa się mojego alter-ego.
Opieram
głowę o oparcie, wzdycham, odganiając niesforne myśli. Nucę melodię pod nosem,
co jakiś czas rzucając przypadkowym słowem. Ile jeszcze muszę czekać? Nie mam
wieczności. Za kilkanaście minut muszę jechać do tego pierdolonego radia. No
rzesz kochany Boże.. ile dałbym, żeby teraz siedzieć spokojnie w domu i mieć
wszystko w czterech literach.
Kiedy
mam zamiar wychodzić – oczywiście, często mi się to zdarza! – Ally właśnie
przychodzi. Puszczam klamkę, odsuwam się momentalnie, bo prawie uderzyłaby mnie
drzwiami prosto w twarz.
– O
– wyrzuca
z siebie, zdziwiona na mój widok. Nie jestem zakłopotany, rzadko tutaj bywam,
chyba, że stało się coś ważnego, bądź też robię kontrolę. Wcześniej pracował
tutaj Jamie, ale nie za dobrze się sprawdził, więc “przerzuciłem” go do pracy w
studio przy płytac, miksowaniu. – Co
Cię tutaj sprowadza? –
pyta w końcu.
– Przyszedłem,
aby sprawdzić, jak idą sprawy – odpowiadam
zgodnie z prawdą. Nie mam ukrytych zamiarów, wiec nie muszę kłamać, jak
ostatnio we wszystkim. – Więc,
jak idą sprawy? – uśmiecham
się nieznacznie.
–W
porządku – odpowiada
ze szczerością w głosie. – Jutro
wysyłamy do drukarni książkę. Na razie kilka egzemplarzy, na próbę. Potem
najwyżej dodrukujemy.
Kiwam
głową.
– No,
to tyle chciałem wiedzieć –
dodaję, obracając się napięcie. Zaczynam iść w stronę drzwi, lecz nagle się
zatrzymuję. Muszę o to spytać. Odwracam się ponownie, patrzę na Ally. – Rozmawiałaś
może z Emmą?
– Nie.
Nie widziałam jej od kilku dni. A Ty?
– Też
nie.. od dawna z nią nie rozmawiam –
mówiąc to, odwracam głowę w lewo, patrzę gdzieś na rzeczy leżące na półce.
Dziwne.. ale martwię się o nią. Nigdy tak długo się nie odzywała. Wiem, że
zrobiliśmy coś głupiego, ale ona nigdy nie była taka, żeby uciekać. – W
ogóle się nie odzywała? Żadnego e-maila, telefonu, SMS-a.. nic?
– Nic.
Przynajmniej do mnie –
siada na swoim fotelu i otwiera laptopa. To ten moment, w którym powinienem
stąd wyjść, zabrać się w cholerę i do niej zadzwonić. Tak, zrobię to. Przecież
muszę stawić czoła temu – jakby na to nie spojrzeć – problemowi.
– Do
zobaczenia – rzucam
na odchodne. Otwieram drzwi, wychodzę, znów cicho klnę pod nosem. Jak zacznę
tak o nią wypytywać, ludzie zorientują się, że coś między nami zaszło. Nie
mogą. Nie mogą się o tym dowiedzieć. To sprawa pomiędzy mną a nią. Nic. Nie.
Może. Się. Wydać.
– Gdzie
jest Emma? – pyta
mnie Tomo. Kolejny. Zaciskam szczękę, przez chwilę nie odpowiadam. Naprawdę, do
cholery, nie wiem! Nagle wszyscy jej potrzebują.
– Nie
mam zielonego pojęcia – odpieram.
– Szukałem
jej, ale nie odzywała się do nikogo przez ostatnie dni. Diana mi mówiła, że jej
mama jest chora i planuje wrócić do domu. Może tam jest? – wzruszam
ramionami.
– Dlaczego
zachowujesz się tak, jakby Cię to w ogóle nie obchodziło? Jared, to Twoja
asystentka. Bez niej nie dasz sobie rady/
– Tomo,
proszę Cię. Nie. Wiem. Gdzie. Ona. Jest. Nie interesuje mnie to zbytnio.. jeśli
ktoś w jej rodzinie potrzebuje wsparcia, nie musi mi o tym mówić i prosić o
zgodę na wyjazd. Nadal dla mnie pracuje, no cóż, jeśli nie wróci za dwa
tygodnie, znajdę kogoś innego. Nie ma problemu – mówię bez przekonania. Tomo macha na
mnie ręką, idzie w stronę Shannona siedzącego przy keyboardzie, którym się
bawi. Nachylam się znów nad kartką, przykładam do niej ołówek i zaczynam pisać
tekst nowej piosenki. Gdzieś w myślach mam już do niej melodię oraz tytuł.. Depuis
Le Debut.
Przysypiam,
kładąc głowę na stole. Nadal jestem w studio, nie wiem szczerze, co w nim
robię, ale chyba mieliśmy mieć próbę. Przebudza mnie jakiś szelest i
zamieszanie w holu. To pewnie Shannon, albo ktoś z ekipy – zawsze to robią, bo
jest za małe przejście pomiędzy holem głównym, a tym, który prowadzi do tego
studia.
Podnoszę
głowę. Przecieram dłońmi oczy, ściągam łopatki, których kości lekko mi
strzelają. Krzywię się, nie lubię tego. Wstaję powoli, aby nie rozbolała mnie
głowa i idę w stronę dochodzących dźwięków.
– Shannon?
– wołam.
– Tak
się cieszę, że wróciłaś! Martwiliśmy się o Ciebie! Co się stało? – wychodzę
za róg i widzę mojego brata jak przytula jakąś blondynkę. Kiedy się od niej
odsuwa, dostrzegam znajomą twarz – to Emma. Kurwa. Właśnie teraz?
– Shannon?
– powtarzam,
zupełnie ignorując kobietę.
– Emma
wróciła! – zwraca
się do mnie z dużym uśmiechem na twarzy, odsuwając się od blondynki. Patrzy na
mnie lekko zakłopotanym wzrokiem; ja swój spuszczam na podłogę, potem na czubek
swoich butów. Zastaje niezręczna cisza..
– Cześć
– mówię
w końcu, podnosząc głowę. Musiałem się przełamać, Shannon by się domyślił. Nie
może się dowiedzieć, nie. Musi być przekonany, że między mną a nią wszystko
jest w porządku.. tak jakby. Może pomyśli, że sprzeczaliśmy się o coś i źle to
wyszło? To lepsza opcja, niż wyznanie prawdy.
– Cześć
– odpowiada
mi. Coś się zmieniło. Czuję to i widzę. W jej głosie jest obojętność, ale
i.. nadzieja? Cóż, nie chcę tego analizować, więc puszczam tę myśl w
zapomniane.
Ona
się zmieniła. Wygląda na bardziej dojrzalszą, pewną siebie.. ale i
ostrożniejszą. Co się zmieniło? Czy to przez te kilka minut, które spędziliśmy
bliżej niż kiedykolwiek przez całe sześć lat?
IDĘ SKOCZYĆ Z MOSTU ALE NAJPIERW USUNĘ MÓJ SZIT. JEZZU, TO JEST NIE DO OPOWIEDZENIA!! I HATE YOU, I LOVE YOU I HATE YOU WHOJHOAHDAILDHSIDHASDHOHIWHIORLA ;___; FOOK U! ;**
OdpowiedzUsuńTwój CO? nie doczytałam, idę po swoje okulary.. ah, ARCYDZIEŁO. no tak, spróbuj je usunąć - moja pięść potrafi nawet przebić się przez ekran laptopa....
UsuńPOD KONIEC LUTEGO? MÓJ KURCZAK CHYBA ZA DŁUGO NA MROZIE SIEDZIAŁ. OBY TO BYŁ TYLKO NIESMACZNY ŻARCIK Z TWOJEJ STRONY.
UsuńMOJA PIĘŚĆ TEŻ DUŻO MOŻE, INNE CZĘŚCI CIAŁA RÓWNIEŻ ;D
KOCHAM XO
Świetny szablon!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, „Cztery pory roku” Vivladiego też ą napraw świetne. Nadużywam słowa świetne?
Jared z tym Batmanem był genialny. Taki zwrot o 180° po opowieści Franceski.
A co do włosów, jestem naturalnie ruda, a chciałam pofarbować się na ciemny brąz. Wylądowałam
z czarnymi włosami , które z moją bladą karnacją nadawały mi wygląd śmierci. Spędziłam całe lato chustą na głowie.
- Nikola
1. dziękuję, jakoś udało mi się w końcu go okiełznać :D
Usuń2. NIE nadużywasz, po prostu wyrażasz swoją opinię ^_^
haha, wiem, że akcja z Batmanem jest dobra.. tak jakoś wpadłam, bo patrzyłam na zdjęcia Christiana Bale i pomyślałam "A co tam! walnę coś z Batmana" :)
cóż.. ja miałam już na głowie chyba wszystko poza zielonym i niebieskim. więc rozumiem Twój "ból" ;)
Pozdrawiam :)
Patrzę - krótki rozdział.
OdpowiedzUsuńCzytam - o kurwa, jaki długi xD
Takie jedno, nurtujące mnie pytanie - dlaczego na tym blogu jest tyle obserwatorów, a tylko kilka komentarzy? WTF LUDZIE!?
Taki... taki zawiły ten rozdział. Taki dziwny, dużo się wyjaśniło, a ja nie nadążam. Just Claudia :P
W sumie to nadal nie wiemy kim jest Franceska. I myślałam, że ma tą czapkę bo ogoliła sobie brwi, a nie, że zmieniła kolor włosów xD Ale rude są fajne! :<
Loool, jeszcze ma jakąś ranę na udzie? Wtf?
Niedoszły samobójca? WTF!?
Myślałam, że tamten dziadek ją zgwałci, a nie uratuje... TAK WIEM XD
Dziadu nie zna Czterech Pór roku, omg. O.O
Następny pod koniec lutego... MOŻESZ POWTÓRZYĆ? XD
no bo k*rwa jest długi xD 13 stron w Wordzie to mało?! uhuhu, no cóż, debatujmy nad tym :D
Usuńzawiły?! dziwny?! oh Ty, no to następnego nie zobaczysz!! bo jest jeszcze bardziej... zawiły XD
i bardzo dobrze - kim jest Franceska, wyjaśni się dopiero w dalszych rozdziałach...i to będzie dość szokujące :-D szczególnie dla Jareda, bo za bardzo się do niej przywiąże (nie, to nie to co myślisz :D)
wszystko się wyjaśni.. soon. cała sprawa z blizną (i to nie jedną) oraz niedoszłym samobójcą :D
no nie zna, bo to the bill (przeczytaj po angielsku :P) ale ogólnie dalej.. pozna więcej :D
KONIEC LUTEGO. kropeczka :D
[SPAM]
OdpowiedzUsuńHej nie masz rubryki ze spamem, więc piszę tutaj. Chciałam zaprosić cię na blog http://ruch24na7.blogspot.com/ Jest to kącik poleceń, piszemy tam wszystko co warte zobaczenia/posłuchania/odwiedzenia. Serdecznie zapraszam!
coooo
OdpowiedzUsuńByłam przekonana, że Leto będzie kręcił z Franczeską, a tu Emma
COOO
btw Jared, którego ty stworzyłaś i któremu ty nadałaś cechy jest zajebisty i tyle w temacie kocham go