Nazywam się Jared Leto. Jestem muzykiem,
aktorem, kompozytorem, pisarzem, malarzem, producentem, reżyserem oraz
fotografem. Często ludzie myślą, że jestem totalnym dupkiem goniącym za
pieniędzmi – nie zaprzeczam temu. W końcu moja praca na tym polega: zarabianie
pieniędzy i ich wydawanie; ciężka praca przy muzyce to codzienność. Czasem
zdarza się jakaś wolna godzina, bardzo rzadko, mimo to, staram się
wykorzystywać ją jak najlepiej. Mimo tego ludzie dalej nie doceniają tego, jak
dużo życia prywatnego poświęcam dla płyt, teledysków, singlów i tego, aby
wszyscy czuli satysfakcję. Zawsze jakieś “ale”, zawsze jakiś problem..
Obłędne koło, które nie ma końca zaczyna mnie wciągać na dno, poniżać i łamać.
Każdego dnia staram się to przezwyciężyć – bezskutecznie.
Któregoś dnia postanowiłem założyć
własny zespół, udało mi się to. Dziś jesteśmy na wysokich szczeblach
popularności, miejsca, w których gramy koncerty pękają w szwach, a na konto
zespołu co chwila wpływają jakieś pieniądze. Ale, nie, ku zdziwieniu wszystkim,
nie starcza mi to. Chciałbym zająć się swoimi sprawami, odciąć od życia
publicznego, zacząć prawdziwie żyć: nie tylko być w oczach innych tym ideałem,
kimś, kto zmienił ich życie na lepsze, stworzył kilkanaście dobrych utworów
oraz teledysków.. To wszystko jest zagmatwane.
Zamykam oczy. Żegnam się
pośpiesznie z bratem, chowam telefon do kieszeni. Zastanawiam się nad przyczyną
tej wizyty. Czy nie zapłaciłem mandatu, który otrzymałem przed kilku laty?
Wyjaśniałem tę sprawę kilka razy. Kręcę głową, kiedy myśli zaczynają kumulować
się w jeden kłębek.
– Pan Leto? – słyszę pytanie.
Unoszę brwi do góry, czuję, jakby czas spowolnił; przed oczyma mam obraz, gdzie
wskazówki zegara przytrzymuje bliżej nieokreślona mi osoba. – I oraz
III Oficer Departamentu Policji w Los Angeles. –Pokazują swoje legitymacje i
patrzą na mnie z.. wyczekiwaniem na odpowiedź?
– Tak, to ja. A Panowie w
sprawie..?
– W sprawie pobicia Pani Franceski
Lawrence. No to jedno pytanie, Panie Leto. Adwokat, czy dobrowolnie na
komisariat? – rzuca młodszy. Przeklinam w myślach. Ja. Pierdolę. Poważnie,
zostałem podejrzanym? Nie wierzę.
Przygryzam dolną wargę tak mocno, że czuję krew
zmieszaną z żelazem, rozpływającą się w moich ustach.
Powtarzanie dziesiąty raz tych
samych zeznań doprowadza mnie do szału. Naprzeciwko mnie siedzi chyba mąż
Franceski, Ryan. Wnioskuję z tego, iż ma takie same nazwisko.. Jest II
Kapitanem Policji. Przekręcam oczyma – teraz rozumiem, skąd kobieta ma tyle
pieniędzy (również wywnioskowałem to po samochodzie i ubiorze); na takim
stanowisku nie tylko zbija się ogromne zielone papierki, ale również podnosi
sobie i swojej rodzinie reputację: nietykalna, lepiej nie zadzierać, bo jedyne,
co z tego zyskasz, to mocny kop w dupę i zejście na dno oraz zła reputacja. Za
jakie grzechy muszę słuchać tego, że ją pobiłem?!
– Pomogłem jej – mówię znudzonym
już tonem. – Wróciłem do domu ze studia, wyszedłem wcześniej, ponieważ nie
chciałem dłużej tam siedzieć. Zaszedłem do kawiarni, użyłem mojego laptopa,
ponieważ dostałem e-maila od wytwórni o spotkanie, notabene wypadło ono okropnie,
jeśli chcecie już wiedzieć – dodaję zgryźliwie. – Dopiłem latte, zjadłem
ciastko, wybiegłem na zewnątrz, zadzwoniłem do brata, nie był zbyt
entuzjastycznie nastawiony do całej sprawy. No i idę sobie spacerkiem do domu,
słucham muzyki i jakiś mężczyzna wpada na mnie i mówi po hiszpańsku. Do mnie,
po hiszpańsku! Nie, żebym nie rozumiał kilku słów, ale mówił tak szybko, że w
ogóle nic nie przychodziło mi do głowy. Hiszpan! W Los Angeles! I to niedaleko
mojej ulicy! Wpadł na mnie bezczelnie, zaczął się drzeć. Skandal! Ale najlepsze
jest to, że zaprowadził mnie do tej kobiety! Była cała zakrwawiona, miała
złamaną nogę! I teraz pytanie, Panowie: czy w tym mieście istnieje jakieś
prawo, które pozwala znaleźć takiego człowieka i osądzić go o pobicie kobiety,
której nawet nie zna?! Mieszkam tutaj prawie piętnaście lat. Kocham to miasto,
kocham ludzi, którzy tutaj mieszkają. Czuję się cholernie urażony tym, że
zostaję oskarżony o pobicie, podczas, gdy użyczyłem kawałka mojej duszy i
pomogłem tej kobiecie!
Ryan wstaje gwałtownie i uderza
pięściami w stół. Jest przy granicy wytrzymałości, widzę to. Podchodzi do mnie,
łapie za ramiona i podnosi do góry. Mierzy mnie badawczo wzrokiem.
– Słuchaj, gówniarzu – zaczyna,
coraz bardziej zaciskając dłonie ma moich ramionach. Krzywię się lekko, ale nie
walczę, stwierdzam, że nie ma to sensu. Ucisk jest zbyt mocny. – Widziałem
Cię w tej okolicy. Byłem na służbie, jej samochód bardzo Cię zainteresował!
Byłeś tam, gdy to się wydarzyło! Mamy świadków, Leto. Dopóki się nie przyznasz,
będziesz siedział w areszcie. Zabrać go!
Biorą mnie pod ramiona. Śmieję się
głupio i idę za kratki. Nie wojuję, bo wiem, że jeśli zacznę, stracę wszystko.
Staję przed metalowymi, długimi pałąkami i zaciskam na nich dłonie. Rzucam
jakieś ciche przekleństwa w stronę policjantów i wpatruję się w wejście.
Chwila, czy właśnie marzę o tym, żeby zobaczyć Franceskę? Potrząsam głową. Ten
cały Ryan jest cholernie irytujący. Krzywię się i siadam na pryczy. Ta cała
sprawa jest absurdalna.
Pytam, czy mogę zadzwonić.
Odpowiadają pozytywnie, twierdząc, że przysługuje mi prawo do jednego telefonu.
Wyprowadzają mnie z tymczasowej celi, podchodzę do telefonu. Wystukuję numer
brata i proszę go o przyjście. Z początku lekko się burzy, lecz postanawia mnie
odwiedzić. Zjawia się po dwudziestu minutach, które spędzam na pryczy.
Uśmiecham się na jego widok, i podchodzę do krat.
– Co się stało? – rzuca od razu,
gdy zjawia się w odległości, w której mogę go usłyszeć. Przekręcam oczyma, znów
zaciskam dłonie na pałąkach i patrzę na niego. – Znów coś ukradłeś? – śmieje
się.
– Oskarżyli mnie o pobicie
Franceski – odpowiadam zgodnie z prawdą. Shannon przez chwilę rzuca mi pytające
spojrzenie, wzdycha i czeka na odpowiedź.
– Franceski? Jakiej Franceski?
– Poznałem ją niedawno. Pomogłem
jej, ale coś nie wydaje mi się, żeby była napadnięta. Po poznaniu jej męża, mam
wrażenie, że to jego sprawka – zdaję krótkie sprawozdanie. Brat otwiera lekko
usta ze zdziwienia, próbuje zebrać słowa, lecz między nami zapada napięta cisza.
– Jared, bracie, wpakowałeś się w
niezłe gówno. Z tym facetem nie da się nic wygrać. Przejebałeś – rzuca na
jednym wydechu. Parskam śmiechem i znów na niego spoglądam.
– Dzięki za pocieszenie, Shannon – odpieram. –
Jak zwykle, bardzo pomocny. Po prostu mnie stąd, kurwa, wyciągnij – syczę.
Jestem wściekły oraz mam nadzieję, że mój brat wyjmie mnie z tego bagna.
– Zobaczę, co da się zrobić – odpowiada
krótko i odchodzi. Znów siadam na pryczy, cicho wzdychając. Perspektywa
siedzenia w areszcie do momentu przyznania się do winy niezbyt podchodzi mi pod
myśli. Splatam dłonie razem, rozmyślając.
Co, jeśli mnie oskarżą? Nie
zrobiłem tego, nigdy nie uderzyłbym kobiety, a taki, oficjalny zarzut sprawiłby
tylko, że straciłbym wiarygodność. Przekręcam oczyma; co mnie obchodzi zdanie
innych? Nigdy się tym nie przejmuję, a teraz.. Teraz wszystko przybrało na
sile. Franceska nie zasługuje na takie traktowanie i szczerze wątpię, że
zdołałaby oskarżyć MNIE o takie coś – musiałaby być niezłą suką, żeby własnego
wybawiciela nazwać sprawcą całego zajścia. Nie rozumiem niczego, żadnego
zdania, które do mnie powiedziano podczas przesłuchania. Czy to się dzieje
naprawdę? Czy właśnie siedzę na pryczy, zrobionej z metalu, na której leży
jakiś beznadziejny materac, którego sprężyny wbijają się w mój kościsty tyłek?!
A co, jeśli oskarżyła mnie o to, bo
spytałem się, czy to sprawka jej męża i ją to uraziło?
A co, jeśli to wszystko stanie się
prawdą? Jeśli zrobiłem to pod afektem, nawet o tym nie wiedząc? Co, jeśli po
drodze wypiłem i tego nie pamiętam, a całą historię z kobietą w domu sobie
zmyśliłem? Jeśli nigdy nie zobaczę światła, chyba się załamię; chcę wrócić do
domu, wtulić się w poduszkę, powiedzieć mamie, jak bardzo ją kocham, jak każdej
nocy przed snem, gdy do niej dzwonię.. Shannon to załatwi. Shannon mnie
wyciągnie.
Shannon, wszystko Shannon. Czemu
sam nie umiem niczego załatwić?! Karcę się w myślach. Wykorzystywanie własnego
brata do załatwienia własnych spraw przerasta mnie, czuję, że nie mogę tego
dłużej robić. Czasem zastanawiam się, jaki jest sens mojego istnienia.
Zadowalanie innych, pomaganie im, wykorzystywanie ich do celów własnych? Nie
wiem, nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Ale prycza, zimne powietrze celi,
cisza panująca w areszcie sprawia, że zaczynam. Miałem spotkać się z Franceską,
iść na koncert symfoniczny, który zdaje się być lepszym rozwiązaniem niż
siedzenie w naprawdę zimnym pomieszczeniu, pod obserwacją strażników oraz
zamkniętym za kratami, które przyprawiają o dreszcze. Wzdrygam się. Spoglądam
na małe okno w końcu pomieszczenia, wnioskuję, że jest noc. Mrużę oczy. Shannon
pewnie wróci rano..
Kładę się. Mam dość minionego dnia,
męczy mnie. Zamykam oczy, chcę zasnąć, lecz sen nie przychodzi za szybko. Moje
myśli wciąż kumulują się wokół całej sprawy dotyczącej tego pieprzonego
pobicia. Najchętniej poszedłbym do studia, usiadł przy pianinie i zagrał Alibi.
To tak bardzo mnie uspokaja, tak bardzo muzyka na mnie wpływa, ukaja mnie,
kiedy tego potrzebuję. Mruczę cicho pod nosem, śpiewam, staram się zasnąć; sen
przychodzi po dwudziestu minutach męczarni z idealnym ułożeniem się na pryczy.
Budzi mnie jakiś policjant,
mówiący, że została wpłacona kaucja i jestem wolny. Wyciągam się, ponieważ
spanie na twardym materacu niezbyt dobrze wpłynęło na mój kręgosłup i wstaję. Z
uśmiechem wychodzę przez otwarte drzwi celi; o dziwo przy biurku przy wejściu nie
stoi mój brat, lecz Francesca. Zaciskam wargi w wąską kreskę, patrzę na nią
pytająco. Nie odzywa się, wyprowadza mnie na zewnątrz budynku, podpisując
odpowiednie dokumenty. Widzę SUV-a. Emma? Przy nim stoi Shannon, ze
skrzyżowanymi rękoma na klatce piersiowej. Unoszę brwi do góry, gdy widzę
Franceskę.
– Zadzwoniła do Emmy i
zaproponowała, że wszystko załatwi – wzdryga ramionami. – Przepraszała
chyba z pół godziny za zachowanie tego.. jej męża – prycha, otwierając drzwi.
Wsiada do środka, robię to samo. Siedzę obok Franceski, która zdaje się być
zajęta własnymi myślami. Chwila..
– Widzę, że się poznaliście – rzucam
po dłużej chwili. Znajduję w lusterku wzrok Emmy, która natychmiast odpowiada:
– Znam się z Franceską trochę czasu
– znów patrzy na drogę. Chyba moja szczęka właśnie dotknęła podłogi samochodu.
Shannon wraz z kobietą, która siedzi obok mnie, nie odzywają się. Również tego
nie robię, ukosem spoglądając na brunetkę obok. Wciąż jest zajęta swoimi
myślami; przekręcam oczyma. Nie dość, że za mnie zapłaciła, to jeszcze..
jeszcze się nie odzywa.
Dojeżdżam do swojego domu dokładnie
trzynaście minut od komisariatu. Wylatuję z samochodu niczym pocisk, staję
przed drzwiami. Szukam kluczy, znajduję je w kieszeni spodni. Otwieram drzwi,
nie interesuję się pozostałą trójką. Jedyne, czego mi teraz potrzeba, to gorąca
kąpiel i ukochane łóżko.
Po godzinnych namowach Shannona idę z nim do
tego klubu, o co mnie wręcz błagał – specjalnie przełożył całe swoje DJ-owanie
na trzy dni później, niż planował, ze względu na moją potyczkę z prawem. Prawie
nigdy nie rusza się bez “swojego ukochanego brata” w żadne miejsce; czasem
zastanawiam się, czy to dlatego, żeby przyciągnąć więcej kobiet, czy dlatego,
aby mniej pić. Wysłuchuję jego podnieconego głosu w samochodzie,
entuzjastycznych wizji na temat całej imprezy i planów na następne dni. Gdy
chcę mu przypomnieć o mojej potyczce z policją, wchodzi mi w słowa i na to nie
pozwala, wymigując się tym, że “to nie pora na te sprawy, wyluzuj”.
Dojeżdżamy do wyznaczonego miejsca, Shannon parkuje gdzieś na uboczu, w
ciemnościach, ponieważ zawsze bał się, że ktoś wybije mu szyby po wyjściu z
klubu. Odpinam pasy, wysiadam, otrzepuję czarny płaszcz i naciągam czapkę na
czoło. Jest mi strasznie zimno, w końcu jest dwudziesty szósty października,
godzina dwudziesta pierwsza, do tego silny, porywisty wiatr. Nie może być
lepiej.
Kieruję się w stronę głównego
wejścia, lecz brat ciągnie mnie za ramię do bocznego. Podnoszę oczy ku niebu,
pytając się w duchu, dlaczego u diaska, się na to zgodziłem. Wchodzimy do
środka, uprzednio identyfikując się przed ochroniarzem i idziemy w stronę
konsoli. Wsuwam ręce do kieszeni spodni, rozglądam się. Nikt na szczęście nie
zwraca na nas uwagi. Uśmiecham się lekko, opieram o ścianę; Shannona zupełnie
pochłania rozmowa z naszymi wspólnymi znajomymi, którzy z początku machnęli mi
tylko dłonią i zignorowali. Na szczęście zignorowali, nie chcę opowiadać o tym,
co się ze mną działo przez ostatnie kilka lat.
Antoine się nie zjawił. Co za ulga.
Shannonowi przynajmniej nie odpierdoli i będzie starał się puszczać normalną
muzykę.
Siadam przy barze, opuszczam brata,
nie chcę stać pod ścianą i obserwować wszystkiego zza jego pleców. Zamawiam
jakiegoś słabego drinka – nie chcę podpaść policji, jeśli nie daj Boże
zatrzymałaby nas po wyjściu – i opieram się czołem o zimny, szklany blat. W
palcach obracam kieliszkiem, otwieram lekko usta wciągając ciepłe powietrze do
płuc. Nachodzi mnie nagła chęć zapalenia, czego nie robię od kilku lat.
Zaciskam powieki, podnoszę głowę i wypijam haustem drinka. Od razu zakręca mi
się w głowie, nawet mimo tego, że był on słaby. Kupuję piwo, odchodzę od baru,
wchodzę prosto w roztańczony tłum. Otwieram butelkę, piję prosto z gwintu.
Pragnę chociaż zapomnieć o wszystkim jednej nocy, bez żadnych konsekwencji, nie
przejmując się nikim i niczym. W ciągu kilku minut wypijam wszystko, wyrzucam
butelkę do kosza nieopodal parkietu. Wracam do brata.
– Będę miał Cię na oku – rzuca
Shannon, zanim odchodzę. Wzruszam ramionami, lekko podniesiony emocjonalnie
alkoholem. Zostawiam u niego kurtkę i bluzę, znów idę w sam środek tłumu ludzi.
Oceniam, że bawią się całkiem nieźle, sam też zaczynam się tak czuć. Nie
potrzebuję żadnego towarzystwa, jest jedynie muzyka i ja.
Nawet nie orientuję się, kiedy
tracę kontrolę. Tańczę z jakąś kobietą, blondynką, całkiem ładną i pociągającą,
oraz piję kolejne piwo. Tym razem jednak rzucam butelkę na podłogę, śmieję się
razem z Super Blondi, która notabene ma niebiański głos i uśmiech. Szepcze mi
coś na ucho, nim się oglądam, jesteśmy na zewnątrz, głośno się śmiejemy. Tak,
ten alkohol zdecydowanie za mocno uderzył mi do głowy, mówię sobie w myślach,
lecz to szybko wyparowuje, zastąpione czymś zupełnie innym. Odwzajemniam
uśmiech, siadamy pod ścianą co chwila wymieniając się tlącym się papierosem i
puszką piwa. Stwierdzam, że na zewnątrz jest o wiele przyjemniej niż w środku.
– Więc, co tutaj robisz? – pytam po
dłuższej chwili. – Nie wyglądasz na taką, która tutaj przebywa na co
dzień, jeśli wiesz, o co mi chodzi – unoszę lekko brwi do góry, spoglądając na
kobietę siedzącą po mojej prawej stronie.
– Mam kłopoty – odpowiada lekko
uniesionym, rozmarzonym tonem. – Chciałam się jakoś odstresować. Hej,
dzięki, że tutaj ze mną siedzisz. Ten DJ, to twój brat, co nie?
– Mamy ten sam problem – wzdrygam się. Nie
sądziłem, że ktoś w tym czasie może mieć kłopoty poza mną. Chwila? Przecież nie
jestem na tym świecie sam, są miliardy ludzi, którzy prawdopodobnie są w
gorszej sytuacji, niż ja. – A co się stało? Jeśli mogę spytać. Nie ma
sprawy i tak, to mój starszy brat – dodaję.
– Kłopoty rodzinne, uczuciowe,
finansowe. Myślę, że wiesz, jak to się ma, jak się z tym czuje – uśmiecha się
lekko, wyrzucając spalonego już papierosa. Oddaje mi puszkę z piwem, które
wypijam do końca. – Moi rodzice się rozwiedli, straciłam pracę, narzeczony
mnie zdradził. Wszystko w jednym, że tak to określę – zaciska dłonie na
kolanach i przyciąga je do klatki piersiowej, kuląc się. – A co u Ciebie?
Tak myślałam, jesteście do siebie nieco podobni
– To nici z seksu – rzucam, nie
zdając sobie sprawy z tego co mówię. Słyszę salwę śmiechu, odwracam wzrok i
widzę blondynkę uśmiechniętą od ucha do ucha. Potrząsam głową, ignoruję tę wypowiedź
i kontynuuję: – Bardzo jesteśmy podobni – ripostuję uwagę o Shannonie,
nieco z sarkazmem w głosie. – Co do mnie, to oskarżono mnie o coś, czego
nie zrobiłem, kobiecie, której prawie nie znam. Szkoda gadać – macham ręką
bezwiednie.
– To beznadziejnie – stwierdza po chwili. –
Myślałeś o seksie ze mną?
– Tak mi się wymsknęło – mówię lekko zażenowany,
ale i rozbawiony. Pierwszy raz zdarzyło mi się coś takiego rzucić w takiej
sytuacji, zważając na dużą zawartość alkoholu we krwi. – To znaczy, nie powiem,
że bym nie chciał, ale to trochę niestosowne w tej sytuacji, także.. prawie się
nie znamy, nieco to dziwne, nieprawdaż? Kurwa, po alkoholu robię się taki
rozwodzący się nad wszystkim, czemu właściwie nie mogę się zamknąć? Hej,
powiedz coś, nie śmiej się, nie jestem już taki młody, kiedyś to było na
porządku dziennym, takie jednorazowe przygody po imprezie, czy tam podczas.
Oczywiście wiesz, chodzi mi o to, że.. zazwyczaj znałem te kobiety.. ale nie
mówię, że jesteś jakaś inna, czy coś, bo jesteś naprawdę ładna i w ogóle
pociągająca, seksowna i tak dalej.. Jestem debilem, nie? – pytam na koniec,
patrząc na nią kątem oka. Dusi w sobie śmiech. Ah, ośmieszyłem się potokiem
słów, niekontrolowanym potokiem słów!
– To dziwne, bo ja też o tym myślałam – mówi w
końcu, przysuwa się do mnie i przejeżdża palcem po ramieniu. – Może trochę
jesteś, za dużo gadasz, za mało robisz.
– To wyzwanie? – odwracam się w jej stronę,
opieram łokciem o chropowatą ścianę. Patrzę na nią wyczekująco, zastanawia się
nad czymś, przygryzając dolną wargę.
– Z punktu widzenia pewnych naukowców, oceniliby
oni moją wcześniejszą wypowiedź jako określenie Twojego zachowania – chichocze. –
Ale z mojego, tak, rzucam Ci wyzwanie – ściska mój podbródek i wstaje.
Otrzepuje dżinsy z chodnikowego piasku, wyciąga się, cicho jęcząc.
– To u mnie, czy u Ciebie?
Przekręca tylko oczyma i pomaga mi wstać, po
czym ponownie się śmieje. Jej radość podnosi mnie na duchu. Przyciągam kobietę
za lewe biodro do siebie, zatapiam twarz w jej słodko pachnących włosach i
wciągam powietrze, delektując się tym zapachem. Mruczy cicho pod nosem, wtula
się we mnie. W końcu czuję, że chociaż przez chwilę w moim życiu jest w
porządku. Stoimy tak przez jakiś okres czasu, następnie splatamy swoje dłonie
razem i idziemy przez ciemną uliczkę nawet nie wiem w jakim kierunku, wolno,
spokojnie przemierzamy całą odległość, co jakiś czas podtrzymując siebie, aby
nie upaść na chłodny asfalt. Spoglądam na nią, uśmiecham się ponownie lekko;
odwzajemnia ten gest, zatrzymuje się, opiera o ścianę budynku plecami i
przyciąga mnie do siebie. Przez chwilę dzieli nas kilka centymetrów, lecz z
biegiem sekund, odległość ta zmniejsza się do kilku milimetrów. Kąciki ust
unoszą się lekko w górę, gdy ją całuję. Tak dawno tego nie robiłem..
Ignoruję dzwoniący telefon – pewnie
Shannon próbuje dowiedzieć się, po co wyszedłem z klubu. Jestem chwilowo
zajęty, poza tym, nie mam ochoty na rozmawianie o błahostkach. To naprawdę
WAŻNA rzecz.
– Do Ciebie – mruczy w moje usta,
między pocałunkami. Przygryza lekko dolną wargę, pociągając ją w swoją stronę.
W progu mojego mieszkania zupełnie nie orientuję
się, co jest grane. Całujemy się tak zachłannie i namiętnie, że nie nadążam
wszystkiego przyswoić. Zrywam z niej koszulkę, którą ma na sobie, rzucam ją
gdzieś w bok; wchodzimy po schodach, prawie się na nich przewracając, chwilę
potem jesteśmy w mojej sypialni, nadzy od pasa w górę. Wsuwa palce w moje
włosy, przyciągając do siebie jeszcze bardziej. Przesuwam dłonią wzdłuż
kręgosłupa kobiety, której imienia nawet nie znam – nie jest to ważne, po
prostu jej pragnę.
Zamykam oczy, delektując się
chwilą. Ląduję na łóżku, wpatruję się w sufit. Och, Boże, ta chwila jest tak
cudowna, mogłaby trwać wieczność, chociaż teraz sam już nie wiem, czy to jest
coś, czego pragnę. Po rozstaniu z ostatnią dziewczyną, jaką miałem, czyli
Claudią (co prawda byliśmy razem niecały miesiąc) postanowiłem już nigdy nie
spać z żadną kobietą. Cóż, alkohol jednak robi swoje, miesza w głowie, zmienia
postrzeganie świata. Mruczę cicho pod nosem, gdy Super Blondi (tak ją nazwałem
w klubie!) ściąga resztę moich ubrań.
– Więc, gdzie jest ten
Twój “najlepszy przyjaciel”? – pyta.
– Przepraszam, czy Ty właśnie mnie obraziłaś? – marszczę
czoło, podpierając się na łokciach. Wyciągam prawą rękę, łapię ją za ramię i
pociągam do góry. Kładzie się na mnie, kreśli palcem wskazującym kreśli linię
szczęki.
– Można by to tak określić – odpowiada z
udawanym smutkiem. – Wbija się w moje udo.
– Więc zrób coś z tym – odpowiadam, przykładając
usta do jej ucha i lekko je przygryzając; pozwalam jej dalej kontynuować swoją
zabawę z moim ciałem. Telefon znów dzwoni, wyciągam po niego rękę. Patrzę na
ekran i o mało nie krztuszę się powietrzem: właśnie dzwoni do mnie jakiś
nieznany numer. To naprawdę niespotykane, ponieważ ten abonament jest naprawdę
ściśle przeze mnie strzeżony i używany tylko pomiędzy przyjaciółmi i rodziną.
– Jeśli musisz, to odbierz – słyszę.
– To nic ważnego – stwierdzam, kładąc wciąż
dzwoniący sprzęt obok siebie.
– Skoro dzwoni już trzeci raz, może
jednak ważnego? – spogląda na mnie, zaprzestając swoich dotychczasowych zabaw;
prostuje się, wypinając dumnie piersi; krzyżuje na nich ręce. Przechylam głowę
w bok, mrużę oczy. – Hej, nie mam ochoty na te wszystkie gry wstępne – rzuca,
wstając. Zsuwa z siebie spodnie, kładzie je na niegrzejącym kaloryferze i
przekłada włosy na prawe ramię.
– Więc chodź tutaj – wyciągam do niej dłoń,
którą lekko ściska. “Masz mnie całego dla Ciebie, wykorzystaj to.. mnie..
cokolwiek. Boże, gdybym nie był tak schlany, nieźle bym Cię zerżnął. Nie mam
sił – odrzekam zgodnie z prawdą. Zakrywam twarz dłońmi, starając się cicho
odetchnąć.
– Nie martw się, zajmę się Tobą.
Uśmiecham się mechanicznie, czując wypełniającą
mnie pustkę przez te słowa. Może dlatego, że mają drugie dno? Nie zastanawiam
się nad tym, nawet nie interesuje mnie to, że właśnie kolejna, nieznana mi
kobieta, wkracza w moje życie. No, w trochę inny sposób, niż poprzednia..
– Odbiorę. To jednak musi być coś
ważnego. Nie przerywaj, mała – rzucam, przykładając telefon do ucha, uprzednio
wciskając zielony guzik. – Haaaaalo.. – przeciągam, bo akurat w tym
momencie biodra Super Blondi zaczęły się rytmicznie poruszać w przód i tył.
Zaciskam lekko szczękę, kładąc wolną dłoń na jej biodrze.
– Jared? W końcu odebrałeś – słyszę smutny,
znany mi głos, oraz.. płacz? – Pewnie dzwonię nie w porę, ale nie miałam z
kim porozmawiać. Przepraszam, wszystko jest takie.. dziwne. Przepraszam, że nie
porozmawialiśmy po tym wszystkim. Boże, zajmuję Ci tylko czas, zadzwonię
później, przepraszam.
– Franceska – syczę. – Na. Prawdę. Nic.
Się. Nie.. Stało – dukam. Jestem strasznie blisko krawędzi, jeszcze moment i
spadnę w daleką przepaść. Nie, to takie niedorzeczne, pieprzyć się z jedną,
rozmawiać przez telefon z drugą. Jared, gdzie Ty jesteś?! – Jestem teraz..
trochę zajęty – rzucam po chwili, czując, że zaraz nie wytrzymam. Staram się
przedłużać nadejście tej chwili jak tylko potrafię, ale jeszcze moment, chwila
zawahania i wszystko przepadnie.
– Wiem, co robisz – mruczy cicho, pociągając
nosem. – Czy ona.. jest chociaż ładna? Wasza pierwsza zasada zawsze brzmi:
musi być piękna, z brzydkimi się nie zadajemy – śmieje się gorzko.
– Jest przy.. zwoita. Boże – szepczę przez
zaciśnięte zęby. Nie, nie wytrzymam dłużej. Kurwa, to jest takie.. żenujące!
– Nie rozłączaj się – uprzedza, zanim zamierzam
cokolwiek zrobić.
– Co? – wyduszam z siebie zdziwienie.
– Nie rozłączaj się. Po prostu połóż telefon
obok. Chcę to słyszeć. Chcę słyszeć, jak dochodzisz – o kurwa, tego już za
dużo. Boże, matko, nie wytrzymam. Zaraz.. zaraz to wszystko jest powalone!
Odsuwam telefon od ucha, przykładając kciuk do czerwonego guzika. Wyczekuję
momentu, w którym Super Blondi nie patrzy i kładę telefon ekranem do materaca.
To, co właśnie zrobiłem, jest szczytem debilizmu. Co ja właściwie zrobiłem?
Tak, to zdecydowanie spieprzy nasze relacje.
Nici z koncertu. W ogóle się
umówiliśmy?!
Teraz oskarży mnie o napaści
seksualne na inne kobiety jej pokroju. Chwila, czy Super Blondi jest pokroju
Franceski?! Zaciskam powieki. Nie, nie wytrzymam. Doszła już dwa razy, a ja
wciąż się powstrzymuję, to takie żenujące. Borykam się z chęcią rozłączenia
się, ale nagle mnie oświeca.
– Chcę to usłyszeć – powtarza.
grób na grobie, zabijasz mnie.
OdpowiedzUsuńTak szczerze, to nie wiem co sądzić o tym rozdziale. To znaczy podoba mi się. W pewnym momencie jest strasznie chaotyczny, trudno się połapać. Końcówka GENIALNA! I po co ten głupek odbierał xD
OdpowiedzUsuńTwój styl jest tak genialny, że ja mogę Ci ewentualnie stopy całować.
Dawaj następny *-*
Boże, kobieto. Piszesz epicko, serio <3 Uwielbiam Twoje przemyślenia jako Dziada, jego całe zachowanie i wszystko <3
OdpowiedzUsuńI umarłam jak on odebrał, a ona kazała mu się nie rozłączać! Padłam, naprawdę xd Megakurewskoepickie,żeojapierdolę. <3
Dawaj szybko następny!
No witam, witam, przeczytałam wszystkie rozdziały i muszę Ci powiedzieć, że genialnie piszesz! :D I rozgryzłam czym Twój styl się różni - przy dialogach piszesz w czasie teraźniejszym "krzyczę", a większość pisze w przeszłym "krzyknąłem" i dlatego Twój styl wydaje się taki inny. Ale podoba mi się, straszliwie mi się podoba :D
OdpowiedzUsuńDobra, to co do rozdziałów poprzednich - pierwszy mnie zszokował, nie wiedziałam czego mam się spodziewać, a ta kobieta skojarzyła mi się z Samarą z "The Ring". Serio, ręce mi się trzęsły i nie wiedziałam czy czytać dalej czy nie, ale przecież musiałam wiedzieć jak to dalej się potoczy :D
Ta akcja z zaproszeniem na koncert muzyki klasycznej - czegoś takiego to NIGDY nie widziałam! Na prawdę jestem ciekawa jak on będzie zachowywał się na tym koncercie. Pisałaś również, że to nie będzie romans (a ja już miałam plany co do tej kobitki... :P), więc serio nie wiem co dalej. Tak szczerze to spodziewam się zabójstw i morderstw, może jakiejś mafii... no nie wiem, ta kobieta zaskakuje! ;)
"Nazywam się Jared Leto. Jestem muzykiem, aktorem, kompozytorem, pisarzem, malarzem, producentem, reżyserem oraz fotografem..." - Artifact, czyż nie? :D
Nie ogarniam tego czemu ludzie myślą, że on goni za pieniędzmi. Czemu nikt nie przysra się do Billa Gatesa, że jak ma kasę to się nią nie dzieli tylko wszystko drożeje, tj. systemy komputerowe? Przecież człowiek sam coś wymyślił, sam się wybił, więc ma to na co zasłużył, a fani to najlepiej by chcieli jego portfel i kontrolować jego wydatki, jpd, jestem uczulona na tym punkcie xD
Przemyślenia Jaya na temat tego, że chciałby się odciąć od zespołu, że potrzebuje trochę spokoju... - jak dla mnie, często spotykane. Ale nic, jedziemy dalej :D
Wszystko mi się pogmatwało - gdzie jest Dziadu?! A tu nagle, jeb - pobicie Franceski (dziwnie imię swoją drogą, tak jakby mi nie pasowało do jej charakteru, ale w sumie to mi do niej pasuje. Tak, wiem, zaprzeczanie samemu sobie rządzi i kij Wam w oko :D)
Właśnie - za jakie grzechy on musi słuchać tego, że ją pobił? Zwaliła wszystko na niego? :O To za tą muzykę klasyczną! xD
"...użyczyłem kawałka mojej duszy i pomogłem tej kobiecie!" - W jakims sensie użyczył kawałka duszy? Czemu mi to wszystko przypomina romans, czemu!? Plusik za przemowę Jarka, genialna :D JAKIŚ HISZPAN, ROZUMIESZ TO?! :D
"Ryan" kojarzy mi się z "Rayon" - Żaret Leczo w wersji damskiej :D
"Słuchaj, gówniarzu" - ciekawe czy jest starszy od Laćka, no wiesz, żeby sobie na za dużo nie pozwalał :D Albo Laciek wygląda na 20 lat i stąd to "gówniarzu" :P
Kocham Twoje dialogi, you know? Nie? To teraz wiesz. Matko, rozmowa Jarka z Szynką - asdfghjkl *-* No nie wiem, po prostu jaram się Twoim stylem :D
WYBAWICIELA - padłam i nie wstałam. OMG, hahahahhahahaaha. Idealnie przedstawiasz tok jego myślenia! ;)
Franceska go wyciągnęła... a ja głupia myślałam, że ona go wkopała, co, co, co?! Dobra, chyba ogarnęłam, chyba!
Tylko jedno - LOL! Jared jeszcze poszedł do klubu, hahahha, ten to ma energii :D Ale jak to uznał "Wyśpię się po śmierci" :)
Dobrzy znajomi - nie widziałem ich kilka lat! No wiesz - zespół, sąd, 30 milionów dolarów, byłem kilka godzin za kratkami... ale u mnie wszystko po staremu! :P
DZIADU I JEGO SZCZEROŚĆ, OMG, ZNOWU LEŻĘ XD Ona ma kłopoty finansowe, narzeczony ją rzucił... OMG, hahahhaha xD
Mam takie nastroje przez to opowiadanie... pierdolę, dodaję do linków, kocham, genialnie to pieszesz :D Jak spróbujesz przerwać to będę pierwszą osobą, która Cię znajdzie i zamorduje ^^ - ostrzegam, żeby nie było!
Radość tej blondi mi się udzieliła ;-; Niech Dziad sobie kogoś znajdzie, proszę, proszę, proszę. Ale tak to byłby to kolejny romantyk. A jakby kogoś sobie znalazł to byłby wysyp romantyków. Cholera, i tak źle, i tak niedobrze, ugh :s
OdpowiedzUsuńTrzeci rozdział i już... ho, ho, będzie ciekawie :D
Pomyślał o Francesce, ha, ha! Nie no, teraz to już totalny mindfuck, przecież to nie będzie romantyk, tylko dramat... ktoś umrze! :O
"Po rozstaniu z ostatnią dziewczyną, jaką miałem, czyli Claudią (co prawda byliśmy razem niecały miesiąc) postanowiłem już nigdy nie spać z żadną kobietą. " - czuję się dziwnie, serio. Czemu moje imię? Wiem, że ten, ale... Lol, zmieniłam Letosa! xD
"Nie, to takie niedorzeczne, pieprzyć się z jedną, rozmawiać przez telefon z drugą." - hahah, padam znowu ;_; jak sobie coś zrobię to walę do Ciebie, okeeey? xD
"Ja chcę to słyszeć" - ojapierdole, hahaha.
Kończenie w takim momencie - asdfghjkl, a weź wyjdź, co? ;_;
Strasznie mi się to opowiadanie spodobało, będę czytać i komentować! <3
+ Tak, tak mniej więcej wyglądają moje kometnarze - rozpierdol poziom 1000000 :D Ale i tak ludzie mnie kochają xD
To nie Kolyn i dlaczego Jared się powstrzymuje. (: Coraz bardziej lubię Franceskę, zboczuch jeden. c:
OdpowiedzUsuńczytam dalej *-*
TEN ROZDZIAŁ MIAŻDŻY! Boję się kolejnych, szczerze mówiąc, nie mogą być aż tak idealne :<
OdpowiedzUsuńOmg omg omg brak mi słów, aby napisać jakiś poskładany komentarz, ale spróbuję. To dopiero trzeci rozdział, a ja już jestem zachwycona. Opowiadanie z punktu widzenia Jareda jest świetnym pomysłem, jara mnie to, że znamy jego myśli i że to z jego punktu widzenia toczy się akcja. Nie mam dużo czasu, ale powolutku będę sobie czytać to opowiadanie, coś mi się zdaje, że baaaardzo je polubię (w sumie już lubię).
OdpowiedzUsuń