Kurwa przez największe K świata. Kurwa przez K w
czcionce Verdana z wielkością siedemdziesiąt dwa. Nie, tysiąc siedemdziesiąt
dwa. Gdzie jest moja mama, kiedy najbardziej jej potrzebuję?! Stoję przy
cholernym oknie, otwieram w końcu balkonowe drzwi najciszej jak się da, aby nie
obudzić Leili (w końcu poznałem jej imię, jak cudownie..). Wychodzę na
zewnątrz. Potrzebuję papierosa, odskoczni, czegokolwiek. Jestem zdenerwowany,
moje dłonie się trzęsą, lecz nie z zimna. Z zażenowania. Nigdy nie wstydziłem
się takich rzeczy, przecież grywałem w filmach, gdzie znajdowały się ów sceny,
a teraz sam takie odstawiam przed kobietą.. tak, Jared. Przed kobietą, której
nie znasz.
Boże, co ja najlepszego zrobiłem?
To, że zbyt dużo wypiłem, nie znaczy, że takie zachowanie było dopuszczalne.
Ona mnie słyszała. Na żywo. Cholera, to jest takie żenujące. Ja jestem
żenujący. Przestań o tym myśleć! Powinienem do niej zadzwonić, teraz,
przeprosić, wyjaśnić, że byłem pijany. Że jestem pijany. Tak. Tak, zrobię to.
Wracam po telefon. Krzywię się, gdy
prawie wywracam całą lampę na podłogę; ku mojemu szczęściu zdążam ją złapać
lewą dłonią; wracam na balkon, ściskam w ręku telefon, wybieram do niej numer.
Wiem, że jest późno w nocy, rozumiem to, ale w głębi duszy mam nadzieję, że
odbierze. Na co liczysz, Leto? Teraz na pewno się nie odezwie, pozwoliłeś jej
na to wszystko, na słuchanie całego zajścia.. Matko, odbiera.
– Cześć – mówię sucho, dziwię się,
dlaczego się wstydzę. Ja? JA się wstydzę! – Obudziłem Cię?
– Nie, Jared – odpowiada. – Nie
śpię od kilku godzin – odrzeka. Marszczę czoło, czy to z powodu tego, co zaszło
wcześniej? – A czemu Ty nie śpisz? Przy okazji, mam Twój numer od
Emmy. Przyjaźniłyśmy się kiedyś..
– Myślałem.. O tym wszystkim.. to
znaczy.. wiesz.. no.. Tak jakby. Męczy mnie to – zaciskam dłoń na poręczy i
patrzę na oświetlony basen. – Przepraszam, to wszystko nie powinno się w
ogóle wydarzyć. Dlaczego.. zadzwoniłaś? Coś się stało? – pytam z lekką troską w
głosie. Przez całą naszą wcześniejszą niecało minutową rozmowę, nie
dowiedziałem się jaki był cel tego telefonu. Nie słyszę odpowiedzi. – Francesko?
Jesteś tam?
– Chciałam tylko usłyszeć Twój głos
– mówi szybko, zwięźle, łamiącym się głosem. – Nie mogę przestać.. to
wszystko.. Jesteś jedyną osobą, której ufam od czasu, kiedy się mną zaopiekowałeś
tamtego dnia – słyszę, że zaczyna płakać.
– Hej, nie płacz – wtrącam się w
jej słowo.
– Jak mam nie płakać? – pyta. –
Chciałam jakoś załatwić tę sprawę z oskarżeniem. Ryan mnie nie słucha, wciąż
wierzy, że to Ty. Jezus, czasem go tak bardzo nienawidzę, aż boli. Szkoda, że
jesteś zajęty, bo nie mam z kim zjeść lodów czekoladowych i wypłakać się w
ramię.
– Nie martw się o tą sprawę, to mój
problem, załatwię to jakoś. Ej, wcale nie jestem zajęty. Dlaczego jesteś
smutna? Gdybym był Tobą i zadzwonił do takiego Jareda Leto w momencie, gdy jest
w łóżku z inną kobietą, to chyba skakałbym jak nastolatek, który wziął LSD –
mówię z większą pewnością siebie. Śmieje się cicho, słyszę szelest, który
prawdopodobnie oznacza, że przetarła łzy. – Jeśli Cię to pocieszy, to.. – przerywam
w połowie zdania, uświadamiając sobie, że to, co chcę powiedzieć, jest głupie.
– To? – pyta z ciekawością
– Nic, nieważne. Nie jestem teraz
zajęty, mogę wpaść, jeśli chcesz – zmieniam momentalnie temat. Tak, geniuszu. A
co z Leilą? Zostawisz jej tak mieszkanie, może jeszcze udostępnisz całe studio?
Pf, już nie raz bywały takie sytuacje. Jebać to!
– Nie wiem, czy to dobry pomysł – rzuca.
– Nie wiem, czy to dobry pomysł?
Francesko, kilka godzin temu słuchałaś, jak uprawiałem seks z kobietą. I Ty mi
mówisz, że przyjechanie do Ciebie jest złym pomysłem, tym bardziej, że coś Cię
gnębi? Hej, uważam Cię za moją przyjaciółkę, nawet mimo tego, że znamy się
krótko, ale coś nas łączy, w porządku? Nie chcę, żebyś cierpiała, martwię się o
Ciebie.
Wybucha płaczem.
– Po prostu podaj mi ten pieprzony
adres i przyjadę.
Alkohol jakoś mi uleciał z głowy, dwie godziny
snu dały się mocno dać we znaki, dzięki temu mogę utrzymać równowagę i
normalnie rozmawiać. Co prawda, nie przyjechałem samochodem, lecz taksówką,
ponieważ jedyne, czego się obawiałem, to spotkania w okolicy Ryana – to
naprawdę skończyłoby się źle, zważywszy na to, że ta dzielnica “należy” do
niego. Przekręcam oczyma, wchodzę do holu głównego, gdzie wita mnie
recepcjonistka. Informuję ją, że przyszedłem w odwiedziny; dzwoni do odpowiedniego
pokoju, aby potwierdzić, czy jest to prawdą. Otrzymuje pozytywną odpowiedź,
więc podaje mi numer pomieszczenia i życzy miłej nocy. Uśmiecha się lekko, nie
wiem, czy z powodu tego, że jej się podobam, czy z powodu tego, że myśli, że
idę zaliczyć kobietę, która tam chwilo mieszka. Parskam śmiechem, wchodząc do
windy. Wciskam guzik z piątką, drzwi się zamykają, a po chwili jadę do góry.
Zapalam światło, otwieram
lodówkę. Franceska powiedziała, żeby po drodze zabrać lody czekoladowe z
kuchni, więc to też robię. Wyciągam jeszcze dwie łyżki i idę przez hol,
zaglądając chyba w każdy możliwy zakamarek – bez kłamstw – pięknego pokoju.
Kobietę znajduję w sypialni. Unoszę do góry kubełek z lodami, na co się uśmiech
blado. Stawiam wszystko na półce, ściągam kurtkę, siadam obok niej na łóżku.
Przez chwilę siedzimy w ciszy, wpatrując się w siebie. Jest tak niezręcznie, że
da się to wyczuć w powietrzu.
– Zapomnijmy o tym – mówimy
równocześnie. Spuszczam lekko głowę w dół, uśmiechając się. Przysuwam się i
przytulam ją mocno; kładzie głowę na moim ramieniu, wciąga powietrze z lekkim
świstem. Siedzimy tak dłuższy moment, odsuwam się, wstaję, biorę do ręki
kubełek i łyżki. Kładę się obok brunetki, obejmuję ją prawym ramieniem, stawiam
lody na swoim prawym a jej lewym udzie i otwieram. – Uh, widzę, że już
dużo zjadłaś – unoszę brwi do góry, chichocząc.
– Czasem mi się zdarza – odpowiada,
zanurzając łyżkę w jeszcze zmrożonych słodkościach. Bierze niewielką ilość i
wsuwa sobie do ust. Robię to samo. – Dziękuję, że przyjechałeś. Możesz zostać
ile chcesz, nie przeszkadza mi to. I tak potrzebuję pomocy – kiwa głową na gips
na nodze.
– W porządku – śmieję się. – Dlaczego
się z nim nie rozstaniesz? Ze swoim mężem? Przepraszam, że wtedy.. tak
spytałem. Po prostu to wszystko.. tak wyglądało – pytam, nabierając kolejną
łyżkę, tym razem większą, lodów.
– Bo to jego wina – wydusza w końcu
z siebie po kilku minutach ciszy. Dobrze, że należę do osób, które nie wymagają
natychmiastowej odpowiedzi, cierpliwie czekają, aż druga strona zastanowi się,
co powiedzieć. – Tylko pierwszy raz zdarzyło się to aż w takim stopniu.
Zawsze starał się wszystko ukryć. Nie pozwoli mi odejść, bo to zepsuje jego
reputację. Nie patrzy na kobiety. Nie cierpi ich.
– Więc jest gejem? – unoszę lewą
brew do góry. – To by wszystko wyjaśniało. Glina, który nie chce wyjścia
prawdy na jaw. Bo może jego szef jest nietolerancyjny?
– Dokładnie – dorzuca. – To
trochę dziwna relacja, ale jednak.. Nie potrafię odejść. Wiesz, jakie to
uczucie, gdy kogoś kochasz i jednocześnie nienawidzisz? Patrzysz na niego i
mówisz sobie “nienawidzę Cię”, chwilę potem jednak uświadamiasz sobie, że
za tym uczuciem kryje się jeszcze jedno. Cienka granica między nienawiścią i
miłością coraz bardziej się zwęża, nie wiem, czy dam radę dłużej tak to
wytrzymać. Wiele razy pisałam pozwy rozwodowe, za każdym razem je rwałam, gdy
byłam tuż, tuż zaniesienia tego do sądu. Nawet kilka razy mnie na tym
przyłapał. Ciężka sprawa.. – wzdycha. – Kiedy miałam dwadzieścia trzy
lata, byłam zakochana w nim na zabój, po ślubie wszystko się zmieniło. Nigdy ze
sobą nie spaliśmy, a nasze relacje ograniczały się tylko do wspólnych wyjść na
imprezy publiczne, czy też aby utrzymać pożądaną opinię. Wykorzystywał mnie,
ponieważ bał się, co pomyślą ludzie o jego orientacji. Gdybym wiedziała przed ślubem,
że jest taki.. Despotyczny i rządny władzy, odeszłabym natychmiast.
– Ile on w ogóle ma lat? – wtrącam z ciekawością.
– Czterdzieści.
– Niewiele starszy ode mnie –
stwierdzam.
– Niewiele starszy, a jednak tak
daleko za Tobą – uśmiecha się lekko. – Reasumując: mam pecha w życiu, ale
cieszę się, że Cię poznałam, bo ktoś taki jak Ty w życiu to prawdziwy skarb,
nawet mimo tego, że zadzwoniłam w takim, a nie innym momencie. Na marginesie,
dlaczego tak sapiesz, gdy się kochasz? Zawsze tak masz? – zmienia temat,
zbijając mnie z tropu. Zatrzymuję łyżkę w połowie drogi do ust, zamieram w
bezruchu.
– Zależy – odpowiadam. “Poza
tym, wtedy się nie kochałem. Pieprzyłem. Kocham się tylko z wyjątkowymi
kobietami w moim życiu – dodaję po kilku sekundach namyślenia.
– Zależy od czego? – dopytuje. –Rozumiem.
Niestety większość skupia się tylko na pierwszej części – prycha.
– Oh, mieliśmy o tym nie
rozmawiać.. – zjadam zawartość na łyżce, która momentalnie roztapia się na
podniebieniu.
– Wstydzisz się – odpiera, wbijając
delikatnie palec wskazujący w moje żebra.
– Wcale nie! – kontratakuję. –
Było mi wstyd tylko po całym afekcie, teraz czuję się o wiele lepiej, ale znów
nadchodzi ten dyskomfort, gdy tak mnie wypytujesz o te rzeczy. Tak, czy owak,
zależy od tego, gdzie jestem i z kim. I od stopnia, jak bardzo tego pragnę. W
tamtym momencie byłem.. w rozsypce, jeśli można to tak nazwać.
– Oh, rozumiem – rozpromienia się.
– Cieszę się, że poprawiłem Ci
humor.
– Już mówiłam, że ktoś taki jak Ty
w życiu to cenny skarb. I nie zamierzam go stracić. Chcę, żebyśmy byli
przyjaciółmi, pomimo wszystko – wtula się we mnie mocno.
Siedzę w samolocie i lecę do rodziny na urodziny
kuzyna, który mieszka w Nowym Jorku – na marginesie, nienawidzę tego miasta tak
bardzo, że już chyba wolałbym przebywać w Hong Kongu i oglądać wielkie smoki
przechadzające się po mieście. Ale cóż, jak rodzina to rodzina – zawsze trzeba
się udać na wspólny zjazd.
Frank, kuzyn od strony matki, jest
młodszy ode mnie o sześć lat, więc ma trzydzieści trzy lata; trójkę dzieci:
Claudię, Scotta oraz Luise. Jego żona, Ernie, jest z pochodzenia Irlandką, więc
czasem nie za bardzo się z nią rozumiemy z resztą tak jak i sam Frank. Jego
matką jest Patricia, siostra mamy, co czyni ją moją ciocią; ojcem zaś Frank
Senior – wujek. Nawet nie wiem, kto zamierza jeszcze być na tym spotkaniu, ale
nie za bardzo mnie to obchodzi. Szczerze powiedziawszy nie cierpię rodzinnych
zjazdów, ale pocieszam się faktem, że Shannon ma również te same odczucia, co
ja, więc doskonale się rozumiemy. Jeszcze nie powiedziałem mu o sprawie z EMI,
więc – na razie – wydaje się być podniecony wydaniem nowej płyty, jak każdy z
nas, oczywiście nie wliczając mnie. Nic z tego nie będziemy mieli, nic..
Mdli mnie na samą myśli, zakładam
słuchawki na uszy i włączam jakąś muzykę. To rozprasza moje myśli, relaksuje
ciało, przynajmniej w jakiejś części. Cieszę się, że Emmy z nami nie ma.
Wygadałaby wszystko o tej sprawie. Co do jednego słowa. Tak przynajmniej mam
czas na zastanowienie się nad doborem słów odpowiednich na opisanie całej
sytuacji. Powiedzieć wprost, owijać w bawełnę, czy podejść do tego na luzie?
Jest tyle możliwości, a mi się tak nie chce tego mówić każdemu z osobna;
postanawiam w końcu zebrać wszystkich w The Hive i po prostu zrobić niewielką
burzę mózgów.. Z apokalipsą na przedzie. “Czemu nic nie powiedziałeś?!”
Moje żyje jest takie żałosne. Chyba naprawdę
brakuje poważnej rozmowy z bliską mi sercu osobą. Potrząsam głową, wsłuchuję
się w rytmy Billy Talent.
Obok mnie siedzi mama, zajęta jakąś
gazetą plotkarską o gwiazdach – czyta o tym, jak ostatnio jedna z nich
zdemolowała hotel i jeszcze za to nie zapłaciła; dalej wyleguje się Shannon,
oglądając jakiś film na samolotowym telewizorze. Robi mi się niedobrze od tego
wszystkiego, więc wstaję i idę do toalety; chwilę czekam, ponieważ jest
niewielka kolejka. Kiedy znajduję się w środku, zamykam wszystkie możliwe zamki
i siadam na desce. Jeśli mam umrzeć, to tylko gównianą śmiercią. I to w
dosłownym tego słowa znaczeniu.
Uderzam kilka razy głową o metalową
ściankę i wstaję. Wychodzę z pomieszczenia, wracam na swoje miejsce, zamawiam
coś do picia, biorę książkę i odciągam od siebie myśli o zabójstwie przed
spotkaniem z rodziną. Nienawidzę spotkań rodzinnych, wolę umrzeć, niż widywać
się z ludźmi, których w ogóle nie znam. W większości ze strony ojca, którego
nigdy nie poznałem – odszedł niedługo po moich narodzinach, a zmarł, gdy
Shannon i ja jeszcze sikaliśmy w pampersy.
Kiedy w końcu docieramy do tego Nowego Nudnego
Jorku, oddycham z ulgą, że w końcu stoję na stałej powierzchni, ale zaraz wraca
do mnie myśl, że za niedługo napadnie nas stado dzieciaków, wypytujących o to,
czy wybieramy się w najbliższej przyszłości do Paryża i czy będziemy niedaleko
Disneylandu. Przekręcam oczyma, oddając torbę do sprawdzenia, a kiedy wszystko
zostaje przejrzane przez specjalny skaner, razem z mamą i Shannonem wsiadamy do
wcześniej zamówionej taksówki. Wciskam się pod samo okno, zapinam pas, zatapiam
we własnym świecie. Ta trasa mogłaby się zacząć – ale najpierw najgorsze. Tak,
to chyba będzie najlepszy moment, żeby powiedzieć bratu o EMI.
– Słuchaj, Shannon.. – odwracam
głowę w stronę brata, lecz widzę, że słucha muzyki ze swojego iPoda. Wypuszczam
powietrze, zaciskam powieki i wracam do poprzedniej pozycji, pasując. To jednak
nie jest odpowiedni moment – kiedy Shanny słucha muzyki to znaczy, że głęboko
zastanawia się nad sensem egzystencji, szczególnie przed bardzo stresującą
rzeczą, jaką jest odwiedzenie kuzyna w jego urodziny. Wzdycham. Znów. Wkurza
mnie, że ciągle to robię, jakby całym moim życiem było wzdychanie, i
rozmyślanie nad wszystkimi sprawami, które dotyczą mnie bądź zespołu.
Kiedyś z tym skończę, na pewno.
Idę do salonu, z salonu do kuchni, z kuchni do
salonu i tak około pięciu razy, ponieważ ciotka zapomniała powiedzieć o
piekącym się cieście, które notabene musi ostygnąć, a jak to się wydarzy, to
trzeba je jeszcze pokroić. Oczywiście dzieci – jak to dzieci – latają co chwila
w tę i we w tę, uniemożliwiając mi płynny ruch. Przyłapuję się na tym, że w
myślach planuję podpalenie całego domku i wrócenie do własnego, zostawiając
wszystkich na pastwę losu. Patrzę na mamę – jest rozbawiona, rozmawia właśnie z
Ernie, która uważnie jej słucha. Shannon dalej wydaje się być zagubiony we
własnym świecie, natomiast Frank tymczasowo gdzieś zniknął. To niebywałe, żeby
solenizant nagle wyparowywał w powietrze, ale wzdrygam ramionami; co mnie to
obchodzi? W końcu siadam na swoim miejscu i nakładam sałatkę na talerz.
– Nadal nie jesz mięsa? – słyszę
głos wujka.
– Nie – odpowiadam krótko. – I jest mi
z tym dobrze, naprawdę dobrze, więc.. – próbuję rozwinąć zdanie, lecz
przerywają mi krzyki dobiegające z sąsiedniego pokoju. Kiedy się uspokajają,
kontynuuję: – Więc na razie nie zamierzam z tego rezygnować.
– Niesamowite, jak człowiek może twardo trzymać
się własnych postanowień – rzuca. Zamieram z widelcem wbitym w kawałek
kukurydzy i uśmiecham się. Tryb psychologa właśnie został uruchomiony. – Też
kiedyś próbowałem, ale wiesz jak to jest, kiedy ma się w domu kogoś, kto tego
nie podziela – śmieje się cierpko, kątem oka patrząc na swoją żonę.
– Tak, wiem – odrzekam, nawilżając językiem
wargi. – Przechodziłem przez to z mamą, ale teraz jakoś już jej to nie
przeszkadza, nawet sama robi mi obiady, kiedy jestem u niej na święta, czy coś –
kiwam głową.
– Hej, Jared, jak myślisz, czy idiotyczne jest
ubieranie klapek do garnituru podczas, gdy na dworze jest trzydzieści osiem
stopni? – wtrąca się najmłodszy kuzyn, Connor; ma dwadzieścia pięć lat i od
niedawna pracuje w Europie jako konsultant w jakiejś firmie. Śmieję się. Tak,
to idiotyczne, zarówno pytanie jak i sam pomysł. Kto normalny ubiera.. klapki
do garnituru? To poprawia mi nastrój na następne godziny.
– Con, wszystko jest normalne, dopóki się tym
nie przejmujesz – mówię. – Osobiście nie ubrałbym się w taki sposób, ale
skoro preferujesz taki styl, droga wolna. Shanny? Gdzie idziesz? – momentalnie
zmieniam tok rozmowy, gdy widzę, że brat wstaje z tęgą miną od stołu i zmierza
ku wyjściu. Nie odpowiada mi, więc przepraszam wszystkich na chwilę, idę za
nim. Muszę biec, żeby go dogonić. – Stary, co jest? – staję przed nim,
oczekując odpowiedzi. – Od wyjazdu jesteś jakiś nie w temacie. Coś się stało?
– Kiedy zamierzałeś nam powiedzieć i dlaczego
muszę dowiadywać się takich rzeczy od matki?! Dlaczego ona wie, a my musimy
słyszeć to ostatni? Tylko proszę, nie mów, że nie wiedziałeś, bo tam byłeś!
– Shannon, ja.. miałem zamiar Ci powiedzieć, ale
możemy porozmawiać o tym później? To naprawdę lekka sprawa, chciałem jakoś to
wszystko ogarnąć i zrobić spotkanie w The Hive.
– Jak będziesz miał pieniądze, to może Ci się
uda zrobić to pierdolone spotkanie – ripostuje i odchodzi, wyciągając z
kieszeni paczkę papierosów. Zostawia mnie w totalnym osłupieniu, nie wiem, co
odpowiedzieć. Wwiercam wzrok w jego plecy, kręcąc głową z
niedowierzaniem. Emma. Tylko ona wie, więc tylko ona jest temu winna.
Teraz jestem wściekły. I na byłą asystentkę i na
samego siebie. Mogłem wszystko im powiedzieć od razu po spotkaniu – ale nawet
się o to nie spytali. A może właśnie to zrobili – myślę – tylko, że zwrócili
się do Emmy? Warczę, przeczesując palcami włosy. Wracam do środka mieszkania,
wyjaśniając, że Shannon poszedł się przejść i chyba sam to również uczynię.
Biorę kurtkę z wieszaka i zakładam ją na siebie. Podbiega do mnie Claudia,
najmłodsza córka Franka; ma sześć lat.
– Mogę iść z Tobą? – pyta,
splatając swoje dłonie razem. Uśmiecham się widząc, jaka jest zawstydzona.
– Spytaj rodziców i przyjdź mi powiedzieć, czy
Ci pozwolili – odpowiadam. Kiwa głową, biegnie do salonu. W tym samym czasie
obwiązuję szyję szalikiem, zapinam zamek od kurtki i wsuwam stopy do butów.
Opieram się ramieniem o ścianę, tupiąc prawą nogą w rytm muzyki lecącej w moich
myślach. Przymykam oczy i staram się nie myśleć o sprzeczce z bratem.
– Mogę – rzuca, podbiegając do mnie. W ręku
trzyma czapkę, którą chwilę później naciąga na głowę. Biorę jej płaszczyk z
wieszaka i kucam, aby pomóc się ubrać. Kiedy wszystko jest już na swoim
miejscu, wychodzimy na dwór. Claudia od razu zaczyna biegać wokoło zadowolona,
że w końcu wyrwała się z domu. – Luise i Scott nie chcieli iść – mówi
zasmucona. – Czekają na szarlotkę. Nie lubię szarlotki.
– Czemu nie lubisz szarlotki? – pytam. – Jest
pyszna.
– Bo Vic też jej nie lubi – szczerzy się. –
I mówi, że jest obrzydliwa, bo jego mama zawsze ją przypala. Ale ja tego nie
rozumiem, bo kiedyś lubiłam szarlotkę – uśmiecham się. Ah, te młodzieńcze
miłości. – A ty lubisz szarlotkę?
– Doskonale rozumiem Twój problem! –
rzucam. – Kiedy byłem w Twoim wieku nie lubiłem chodzić spać wcześnie, bo
mój starszy brat zawsze w nocy oglądał maratony filmowe. To takie zależne od
drugiej osoby – stwierdzam. – Rozumiem, że Vic to Twój przyjaciel? Tak,
lubię szarlotkę.
– Taki bardzo dobry przyjaciel – widzę promienny
uśmiech na jej twarzy i rozumiem o co chodzi. – A Ty masz takiego
przyjaciela? Idziemy do parku? Tam jest bardzo fajnie! Pójdziemy na karuzelę!
– Niedawno kogoś poznałem – rzekę, sam nie
wierząc, że zwierzam się z tego dziecku. Mrużę oczy, postanawiając ominąć ten
temat. – Dobrze, chodź. Ale złap mnie za dłoń, nie chcę, żebyś gdzieś
uciekła i nie daj Boże wpadła pod samochód – wyciągam do niej swoją rękę, którą
momentalnie łapie uradowana. Zaczyna mi się wydawać, że dawno nigdzie nie była,
dlatego też z chęcią idę do parku, do którego mnie sama prowadzi, ponieważ nie
znam drogi. Czuję, jak cała złość ze mnie uchodzi, kiedy dochodzimy do
wyznaczonego celu i widzę te wszystkie karuzele, stoliki, gdzie sprzedają
słodycze. Przypominają mi się czasy, gdy przychodziłem w takie miejsca z Shannonem.
Tak właściwie, to gdzie on jest? Pytam siebie w
myślach, kupując bilety na wielką karuzelę. Claudia błaga mnie o watę cukrową,
ale wyjaśniam jej, że nie będzie się dobrze po niej czuła, wchodząc na kolejkę.
W końcu mi ustępuje, stwierdzając, że kupimy ją później. Uśmiecham się
delikatnie, a tuż przed samym wejściem, wysyłam szybkiego SMS-a do brata: Przepraszam.
Na samym wstępie zaznaczam, że w pisaniu komentarzy jestem do dupy, ale chęci się liczą nie :D? Fanką zespołu nie jestem, ba nie słyszałam chyba żadnej piosenki!, ale nieznjomość zespołu to chyba nie będzie problem.
OdpowiedzUsuńTo jest chyba jedne z najlepszych opowiadań internetowych jakie czytałam, a kiedyś robiłam to bardzo często. Teraz znów naszła mnie ochota i trafiłam na to cudo.
Przeczytałam je od końca (tak, od czwartego do pierwszego) , więc mam trochę namieszane w głowie, ale przeczytam je jeszcze raz i pewnie wtedy wyda mi się jeszcze lepsze. Wiem, ze to bełkot, ale co tam.
Końcowa akcja z poprzedniego rozdziału mnie rozbroiła. To było świetne!:D Udawanie będąc otoczonym zgrają filmujących cie ludzi, a dawanie popisu przez telefon na żywo to raczej dwie zupełnie różne rzeczy i nie dziwię się, że po fakcie był lekko zażenowany.
- Nikola
Aww, dziękuję za miły komentarz! *-* Cieszę się, że pisze to ktoś, to nie jest związany z zespołem w jakikolwiek sposób i wyraża swoją opinię nie znając - realnej - postaci, która się tutaj pojawia :)
UsuńNajlepszych? No to mnie zaskoczyłaś :') Dziękuję za miłe słowa, to naprawdę wielka otucha dla serca widzieć, że komuś się podoba, to co piszę, mimo, że uważam, że jest to beznadziejne.
Od końcu do początku - zupełnie tak jak ja obejrzałam Piratów z Karaibów.. coś o tym wiem :D
Haha, wieeem, też miałam przy tym mały ubaw, szczególnie pisząc jego przemyślenia ;-) Również tak sądzę. Aktorstwo a rzeczywistość to dwie odmienne sprawy :)
Jeszcze raz dziękuję <3
Piękny początek, zaczęty od pięknego, jakże polskiego słowa :D
OdpowiedzUsuńNormalnie kocham Twój styl pisania, asdfghjkl ♥
Jezu, ja też nie lubię spotkać rodzinnych, meeeh, to jest straszne!
Co to znaczy to notabene? Notabane? WTF?!
"– Hej, Jared, jak myślisz, czy idiotyczne jest ubieranie klapek do garnituru podczas, gdy na dworze jest trzydzieści osiem stopni?
– Connor, wszystko jest normalne, dopóki się tym nie przejmujesz – mówię. – Osobiście nie ubrałbym się w taki sposób, ale skoro preferujesz taki styl, droga wolna. " - omg, płaczę ze śmiechu :D NIE NO, CO TY, TO WCALE NIE JEST IDIOTYCZNE XD
Ej no, czy mi się wydaje, czy w opowiadaniach często jest motyw, że dorosły zwierza się dziecku? To działa? Bo normalnie strasznie dużo tego, więc I think, it works :D
Nielubienie szpinaku, brokuł czy czego tam bo tak! <3
Wreszcie Szynka i reszta się dowiedzieli o tym wszystkim :O Myślałam, że zareagują coś w stylu "spokojnie, nic się nie stało", ale mnie zaskoczyłaś, nie powiem! ;) No to ciekawe co będzie dalej skoro na starcie już się nieźle wkurwili...? :D
Krótki ten rozdzialik mi się wydaje! Albo po prostu przyjemnie i szybko się czyta :P
Btw - ile ty masz rozdziałów do przodu napisanych?
Czekam na następny, ja chcę akcję z Franceską, asdfghjkl <3
Tak, ja zawsze swatam jakiś bohaterów i będę marudzić, i zrzędzić też będę :D
Wcale nie jest krótki, kochana :D tylko posty się rozszerzyły i tak wygląda ;)
UsuńAkcja z EMI będzie się rozkręcać... i niedługo pojawi się coś nowego.. ;) soon :D
Akcja z Franceską - niedługo :P i to całkiem.. przyjemna :D
Ile rozdziałów do przodu? Aktualnie piszę 11. Więc 7 :p
No nie wiem, czy Jared i Franceska są sobie pisani. to się okaże za kilkanaście rozdziałów. Ogółem planuje tak około 27-w porywach do 29. Nie ma szału :)
Jeżuniu kolczasty *____*
OdpowiedzUsuńRozmowa z F - mistrzostwo świata. Nie spodziewałam się, że Ryan jest gejem! Myślałam, że jest z nią dla pieniędzy albo coś w ten deseń, rodzice im się kazali hajtnąć? Zabiło mnie pytanie o sapanie - RLY? XDDD
ZADZIWIASZ MNIE. BARDZO. A WIESZ DLACZEGO?
BO stale podwyższasz sobie poprzeczkę i wychodzi Ci to fantastycznie. Uwielbiam ten komizm, który wplatasz od czasu do czasu a akcja z małą Claudią - jedno wielkie AWWWWWWWWWWW :)
CHCĘ WIĘCEJ I WIĘCEJ!!!
i chcę być informowana as you know! :)
PS. TO CHYBA NAJBARDZIEJ MERYTORYCZNY KOMENTARZ JAKI OSTATNIO WYSKROBAŁAM :D
Okej, od rozmów, mogliby przejść do czynów... (: + Jared z takim dzieciaczkiem, aksgakshakshakshakqjakshalsj *_*
OdpowiedzUsuń